Dzień
dobry x :) przed wami świeżutki rozdział numer….*werble
proszę*...20! Aww! Tak się cieszę, że mogę pisać to opowiadanie
dalej, wiedząc że ktoś poświęca swój wolny czas na jego
czytanie. Bardzo was kocham i dziękuję, że ze mną jesteście. Bez
was nie byłoby tej historii, którą kocham swoich serduchem baardzo
mocno. Zerrie jest moja inspiracją, moim przykładem na idealny
związek dwójki, przeznaczonych sobie ludzi i jedną z
najcudowniejszych rzeczy, jakie mnie spotkały...
______
Jak
wspominałam pod 19 rozdziałem – chcę stworzyć drugi sezon,
gdzie dzieciaki będą starsze. Owszem, wspomnę trochę o nich jako
o maluchach, ale gdy będę opisywać je non stop to będzie w końcu
nudne. Także ten rozdział możemy nazwać ostatnim. :) Za dwa/trzy
dni dodam pierwszy rozdział nowej serii, więc
serdecznie zapraszam. X
________________
~Perrie~
-Wszystko
w porządku, skarbie?-spytał troskliwie Zayn, podczas gdy ja stałam
pod drzwiami naszego domu, przestępując z nogi na nogę i
zagryzając wargę.
Ciągle
bałam się, że jestem we śnie i się zaraz obudzę. Nie mogłam
uwierzyć, iż udało mi się tu wrócić. Walczyłam z własnym
ciałem by tylko móc znaleźć się obok swojej rodziny. Zawsze coś
takiego widywałam w filmach, czytałam w książkach, ale nie
sądziłam, że coś takiego jak 'drugie życie' doświadczę na
własnej skórze.
Wtedy
gdy Zayn i Harry zostali wyproszeni z porodówki przez pana Payne'a,
wokół mnie zgromadziło się tak wielu lekarzy, że straciłam
własne poczucie świadomości. Wszystko wirowało dookoła mnie,
włącznie z obecnymi tam ludźmi. Wtedy zobaczyłam Jacksona. Payne
wydał mu polecenie podaniami czegoś w płynie do kroplówki.
Widziałam jego szyderczy uśmiech i przeszywające mnie spojrzenie
gdy podawał mi leki. Zamiast mi pomóc, dobijały mnie jeszcze
bardziej. Ból był tak ogromny, że fizycznie byłam na skraju
wytrzymania. Prosiłam, błagałam by to Geoff mi coś dał, ale
zaprotestował mówiąc, że już dostałam środki 'przeciwbólowe'.
Miałam wtedy świadomość, że mogę nie przeżyć, ale fakt, iż
zostawię Zayna i dziewczynki samych, cierpiących sprawiał mi
większy ból niż własna śmierć. Bardzo ich kocham i nie
chciałabym ich nigdy więcej zostawić, będąc tego świadomą. Bo
owszem, byłam świadoma – obserwując to z góry, oczywiście.
Widziałam jak moje odejście bolało Zayna, jak bolało to moją
mamę, matkę Zayna czy tak bliskiego mi Nialla i Lou. Widziałam też
jak cierpiał Harry, z którym 'wyprostowałam' wszystko tego samego
dnia, którego 'zmarłam'.
Nie
mam pojęcia dlaczego ten chłopak tak to przeżywał. Okej,
uświadomił mnie w fakt, że darzy mnie jakąś tam sympatią, że
mnie w jakiś sposób lubi, ale nie potrafię tego zrozumieć. No bo
z Niallerem i LouLou trochę zdążyliśmy się poznać i ze sobą
przeżyć – i co najważniejsze zaprzyjaźnić. Wiedzieliśmy, że
skoczymy za sobą w ogień gdy będzie takowa potrzeba, ale Styles?
Cały czas, całe dziesięć miesięcy głowiłam się nad tym
dlaczego mnie tak nienawidzi, a wystarczyło do niego pójść,
porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko i byłoby dobrze. Chyba. Tak
mi się bynajmniej wydaję.
Dotyk
dłoni bruneta, wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłam głowę w
jego stronę.
-Tak,
wszystko dobrze.-westchnęłam.-Boję się tylko..-zaczęłam
niepewnie.-Boję się, że śnię. Że za chwilę się obudzę i nie
będzie obok mnie ciebie. Nie potrafię bez ciebie żyć Zayne. To
boli.-chłopak zagarnął mnie w ramiona mocno całując w czoło.
-Jestem
przy tobie mała. Zawsze będę.-mimowolnie uśmiechnęłam się na
wspomniane przez niego 'mała'. Nazywał mnie tak gdy byliśmy
młodsi, gdy mieszkaliśmy jeszcze w Bradford. Zawsze to lubiłam,
ale teraz poczułam się taką małą dziewczynką, należącą tylko
do niego. I to było przyjemne.-Zawsze razem, pamiętasz?-nasze czoła
złączyły się ze sobą, dając nam możliwość patrzenia tęsknie
w swoje oczy.-Nigdy osobno.-musnął moje wargi delikatnie i z taką
miłością, aż zakręciło mi się w głowie. Chwycił moją dłoń
i otwierając ciemne, brązowe drzwi, weszliśmy razem do domu, w
którym mieliśmy zamiar spędzić całe swoje życie. Razem z
naszymi cudownymi córkami.
~Zayn~
Obawy
Perrie udzielały się i mi. Cholernie bałem się o to, że to tylko
piękny sen i zaraz obudzę się z niego z krzykiem. Nie chcę
wiecznie żyć w strachu i bać się o jutro, może dlatego też,
pragnę teraz być jak najbliżej Pezzie i naszych aniołków.
Jestem w stanie zrezygnować z własnych przyjemności byle zapewnić
im odpowiednią opiekę i pokazać jak bardzo je kocham. Są moich
życiem, moją nadzieją na lepszy dzień, nie mogę tak po prostu
wrócić do porządku życia codziennego po tym co się stało. To
nie było zwykłe strzelenie palcami, bym mógł to zrobić. Miłość
mojego życia otarła się o cień śmierci. To było straszne
przeżycie zarówno dla niej, jak i dla mnie. Kocham ją bardzo mocno
i nie chcę myśleć co by było po jej śmierci.
Niebieskooka
ze strachem wymalowanym na delikatnej twarzy, nacisnęła klamkę
otwierając tym samym drzwi. Pchnęła je pozwalając im otworzyć
się szerzej i wpuścić ciepły, zimowy promień do ciemnego
korytarza. Jasny blask światła przebiegł przez zimne płytki
przedpokoju, padając wprost na uśmiechniętą twarz mojej mamy. Gdy
nas zauważyła kąciki jej ust uniosły się bardziej, powodując
ogromny uśmiech. Spojrzałem na Pezzę, której buzia była równie
rozświetlona. Upuściła torebkę trzymaną w dłoni i podbiegła do
mojej rodzicielki mocno ja do siebie przytulając. Po chwili obie
wybuchły płaczem, a Debbie która weszła właśnie do salonu
trzymając za rączkę Safaa'ę, uśmiechnęła się i puszczając
małą dłoń brunetki dołączyła do nich zalewając się łzami.
Nie potrzebowały słów, wystarczyło to, że są razem i tak już
będzie.
~*~
-Nie.
Nie. Nie. Nie, zostaw mnie! Zostaw, odejdź!-błagalny głos Edwards
i jej wiercące się ciało zbudziło mnie ze snu.-Zostaw
nas!-otworzyłem zaspane powieki, słysząc coraz głośniejsze
krzyki. Spojrzałem na jej zapłakaną twarz, otulona przez jasny
księżyc wpadający do naszej sypialni.-Nie! Nie, dotykaj mnie!
Zostaw mnie!-przeraziłem się widząc jak jej ciało wije się na
łóżku, tuż obok mnie. Po jej policzkach spłynęły strużki łez,
a ciało drgało coraz zaciskając dłonie w pięść. Natychmiast
się wyprostowałem i zbudzając ją, przyciągnąłem jej drobne,
blade ciało do swojego będącego zupełnym przeciwieństwem.
Pocałowałem jej skroń, głaszcząc prawą dłonią jej ramie.
-Spokojnie,
skarbie. Jestem przy tobie.-zapewniłem muskając co chwila skrawki
jej buzi. Otarłem jej mokre policzki i ucałowałem miejsce, w
którym przed chwilą błyszczały łzy. Szloch farbowanej nie ustał
więc oplotłem jej ciało mocniej, wcześniej sięgając do lampki,
by ją zapalić. Zacisnęła swoje dłonie na moich ramionach, bojąc
się że gdy je puści odejdę.-Jestem z tobą, Perrie. Spójrz na
mnie.-położyłem dłoń na jej policzku, a błękitne spojrzenie
odbijające się w blasku pełni księżyca, przeniosło się na
mnie.-Widzisz, jestem z tobą. Wszystko jest dobrze, jesteśmy razem,
kochanie.-pocałowałem jej drżące usta.
-Za-zayn.-szepnęła
dławiąc się cieczą, wypływającą z jej oczu.-On chciał was
zabrać.-tłumaczyła trzęsąc się niemiłosiernie w moich
ramionach.-Chciał, żeb-żebym odeszła i..i was
zostawiła.-rozpłakała się, tuląc moje ciało do swojego.
-Już
dobrze, jestem tutaj. Wszystko jest w porządku.-szeptałem, chcąc
uspokoić narzeczoną. Gdy po chwili jej oddech się wyrównał
przykryłem nas srebrną pościelą, próbując odpłynąć do krainy
Morfeusza.
~rano~
Sięgnąłem
dłonią po czarnego Iphone'a, a widząc w prawym, górnym rogu
wczesną godzinę, postanowiłem wstać wcześniej, zobaczyć co u
dziewczynek, posprzątać kuchnię i zrobić Pezz pyszne śniadanie.
Wyplątałem
jej dłonie z dość mocnego uścisku na mojej talii i cicho usiadłem
na łóżku. Przetarłem dłonią twarz, chcąc porzucić oznaki snu.
Podniosłem się i stanąłem przed szafą. Wyciągnąłem z niej
stare, wyciągnięte dresy i mierzwiąc czarne włosy powędrowałem
do pokoju naprzeciwko. Uchyliłem cicho drzwi i ujrzałem dwie,
śliczne twarzyczki, które oświetlały ciepłe słoneczne
promienie.
Na
szczęście bliźniaczki jeszcze spały więc zasłoniłem okno
roletą i całując je w czółka wyszedłem z pokoju równie cicho.
Po schodach zeskakiwałem co drugi schodek z wymalowanym uśmiechem
na ustach.
Wreszcie
czułem, że żyję. Wreszcie czułem się szczęśliwy.
Po
nalaniu do czajnika wody, ustawiłem go na kuchence i zacząłem
przeglądać zawartość lodówki. Zwykła jajecznica to zbyt
pospolite, pomyślałem lustrując znajdujące się w niej produkty.
Naleśniki...tak, Perrie zawsze lubiła naleśniki. Zwłaszcza dobrze
dopieczone i oblane syropem klonowych, bądź zwykłe z truskawkami i
bitą śmietaną.
Wyjąłem
potrzebne rzeczy i odmierzając dokładne ilości składników, po
dwudziestu minutach na talerzu miałem całą górę, pięknie
wysmażonych naleśników. Wystarczyło jeszcze zaczekać na dostawę
z kwiaciarni i gotowe. Czekając na kwiaty posłodziłem jeszcze
herbatę i wrzucając do niej plasterek cytryny, obserwowałem przez
okno, czy aby ktoś nie podjechał pod naszą posesję. Nie musiałem
długo czekać, bo zaledwie po kilku minutach, do naszych drzwi
zmierzał wysoki brunet w niebieskim uniformie. Podszedłem do drzwi
i otworzyłem mu je przed nosem.
-Dzień
dobry.-przywitał się.-Pan Malik?
-Dzień
dobry, zgadza się.-potwierdziłem odbierając od niego bukiet
czerwonych róż. Podałem mu banknoty i żegnając się z nim,
wróciłem do kuchni po tacę z jedzeniem. Po cichu powędrowałem do
sypialni, w której spała niebieskooka.
-Perrie.-musnąłem
jej na wpół otwarte wargi.-Kochanie, pobudka.-mruknąłem wprost do
jej ucha. Widząc jak otwiera powoli oczy, znów złączyłem nasze
usta, napawając się miłością płynącą od dziewczyny.-Mam dla
ciebie pyszne śniadanie.-poinformowałem ją sięgając po tacę i
stawiając ją między nami.-Naleśniki z truskawkami i bitą
śmietaną oraz naleśniki z syropem klonowym. Do tego twoja ulubiona
Yorkshire Tea.-uśmiechnąłem się w strony zaskoczonej właścicielki
różowych włosów.
-Aww,
kocham cię.-posłała mi buziaka i sięgnęła po kubek z ciepłym
napojem. Gdy upiła łyk odstawiła go z powrotem i zerknęła na
mnie.-Dlaczego tak na mnie patrzysz?-zmarszczyła czoło, unosząc
brew. Uśmiechnąłem się szerzej.
-Jesteś
piękna.-powiedziałem, a ona zachichotała.-Najpiękniejsza na
świecie. A najpiękniejsze kobiety na świecie powinny dostawać
najpiękniejsze kwiaty.-oznajmiłem podając jej ogromny bukiet róż.
W jej oczach zatańczyły szczęśliwe ogniki sprawiając, że sam
poczułem się szczęśliwszy niż kiedykolwiek.
-Zayn,
dziękuję.-położyła dłoń na moim policzku, patrząc na mnie
błękitem swych oczu.-Dziękuję, są cudowne. Ty jesteś cudowny.
Kocham cię.-powtórzyła złączając nasze usta w czułym
pocałunku. W tym momencie nie liczyło się nic poza nami. Nic poza
naszą miłością. Chciałem by zawsze było tak jak teraz.
Cudny *.*
OdpowiedzUsuńCieszę się że wszystko zaczęło się im układać.
Nie mogę doczekać się następnego. ; ))
Świetny *.* Tak jak poprzedniczka cieszę się ,że wszystko ok ,ale najbardziej ciekawi mnie rozwinięcie sytuacji pomiędzy Harrym i Zaynem ,jeśli możesz zdradzić ,to czy w najbliższych rozdziałach planujesz jakieś sceny Harry-Zayn? :D
OdpowiedzUsuńKobieto ja kilka dni nie wytrzymam!!!!!!!!!!!!!To opowiadanie jest tak cudne że nie wiem co mam mówić Zerrie to moja ulubiona para.Oni są razem tacy słodcy ;) Jak zobaczyłam że jest nowy rozdział to nie chcesz wiedzieć co się działo.Mama patrzyła na mnie jak na jakąś wariatkę ;) @kika1263
OdpowiedzUsuńP.S. Sorry że pisze anonimowym bo ja nie mam tu konta i wiesz... ale zawsze będe się podpisywać moim TT ok? Pozdrawiam!!!!!!!!!!!
@kika1263
Czuje straszny niedosyt :( nie mozesz juz konczyc
OdpowiedzUsuńAwww to takie romantyczne i w ogóle boskie cudowne wspaniałe it. Kc
OdpowiedzUsuń