wtorek, 23 kwietnia 2013

Direction : Twenty ♥

Dzień dobry x :) przed wami świeżutki rozdział numer….*werble proszę*...20! Aww! Tak się cieszę, że mogę pisać to opowiadanie dalej, wiedząc że ktoś poświęca swój wolny czas na jego czytanie. Bardzo was kocham i dziękuję, że ze mną jesteście. Bez was nie byłoby tej historii, którą kocham swoich serduchem baardzo mocno. Zerrie jest moja inspiracją, moim przykładem na idealny związek dwójki, przeznaczonych sobie ludzi i jedną z najcudowniejszych rzeczy, jakie mnie spotkały...
______
Jak wspominałam pod 19 rozdziałem – chcę stworzyć drugi sezon, gdzie dzieciaki będą starsze. Owszem, wspomnę trochę o nich jako o maluchach, ale gdy będę opisywać je non stop to będzie w końcu nudne. Także ten rozdział możemy nazwać ostatnim. :) Za dwa/trzy dni dodam pierwszy rozdział nowej serii, więc serdecznie zapraszam. X
________________
~Perrie~

-Wszystko w porządku, skarbie?-spytał troskliwie Zayn, podczas gdy ja stałam pod drzwiami naszego domu, przestępując z nogi na nogę i zagryzając wargę.
Ciągle bałam się, że jestem we śnie i się zaraz obudzę. Nie mogłam uwierzyć, iż udało mi się tu wrócić. Walczyłam z własnym ciałem by tylko móc znaleźć się obok swojej rodziny. Zawsze coś takiego widywałam w filmach, czytałam w książkach, ale nie sądziłam, że coś takiego jak 'drugie życie' doświadczę na własnej skórze.
Wtedy gdy Zayn i Harry zostali wyproszeni z porodówki przez pana Payne'a, wokół mnie zgromadziło się tak wielu lekarzy, że straciłam własne poczucie świadomości. Wszystko wirowało dookoła mnie, włącznie z obecnymi tam ludźmi. Wtedy zobaczyłam Jacksona. Payne wydał mu polecenie podaniami czegoś w płynie do kroplówki. Widziałam jego szyderczy uśmiech i przeszywające mnie spojrzenie gdy podawał mi leki. Zamiast mi pomóc, dobijały mnie jeszcze bardziej. Ból był tak ogromny, że fizycznie byłam na skraju wytrzymania. Prosiłam, błagałam by to Geoff mi coś dał, ale zaprotestował mówiąc, że już dostałam środki 'przeciwbólowe'. Miałam wtedy świadomość, że mogę nie przeżyć, ale fakt, iż zostawię Zayna i dziewczynki samych, cierpiących sprawiał mi większy ból niż własna śmierć. Bardzo ich kocham i nie chciałabym ich nigdy więcej zostawić, będąc tego świadomą. Bo owszem, byłam świadoma – obserwując to z góry, oczywiście. Widziałam jak moje odejście bolało Zayna, jak bolało to moją mamę, matkę Zayna czy tak bliskiego mi Nialla i Lou. Widziałam też jak cierpiał Harry, z którym 'wyprostowałam' wszystko tego samego dnia, którego 'zmarłam'.
Nie mam pojęcia dlaczego ten chłopak tak to przeżywał. Okej, uświadomił mnie w fakt, że darzy mnie jakąś tam sympatią, że mnie w jakiś sposób lubi, ale nie potrafię tego zrozumieć. No bo z Niallerem i LouLou trochę zdążyliśmy się poznać i ze sobą przeżyć – i co najważniejsze zaprzyjaźnić. Wiedzieliśmy, że skoczymy za sobą w ogień gdy będzie takowa potrzeba, ale Styles? Cały czas, całe dziesięć miesięcy głowiłam się nad tym dlaczego mnie tak nienawidzi, a wystarczyło do niego pójść, porozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko i byłoby dobrze. Chyba. Tak mi się bynajmniej wydaję.
Dotyk dłoni bruneta, wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłam głowę w jego stronę.
-Tak, wszystko dobrze.-westchnęłam.-Boję się tylko..-zaczęłam niepewnie.-Boję się, że śnię. Że za chwilę się obudzę i nie będzie obok mnie ciebie. Nie potrafię bez ciebie żyć Zayne. To boli.-chłopak zagarnął mnie w ramiona mocno całując w czoło.
-Jestem przy tobie mała. Zawsze będę.-mimowolnie uśmiechnęłam się na wspomniane przez niego 'mała'. Nazywał mnie tak gdy byliśmy młodsi, gdy mieszkaliśmy jeszcze w Bradford. Zawsze to lubiłam, ale teraz poczułam się taką małą dziewczynką, należącą tylko do niego. I to było przyjemne.-Zawsze razem, pamiętasz?-nasze czoła złączyły się ze sobą, dając nam możliwość patrzenia tęsknie w swoje oczy.-Nigdy osobno.-musnął moje wargi delikatnie i z taką miłością, aż zakręciło mi się w głowie. Chwycił moją dłoń i otwierając ciemne, brązowe drzwi, weszliśmy razem do domu, w którym mieliśmy zamiar spędzić całe swoje życie. Razem z naszymi cudownymi córkami.

~Zayn~

Obawy Perrie udzielały się i mi. Cholernie bałem się o to, że to tylko piękny sen i zaraz obudzę się z niego z krzykiem. Nie chcę wiecznie żyć w strachu i bać się o jutro, może dlatego też, pragnę teraz być jak najbliżej Pezzie i naszych aniołków. Jestem w stanie zrezygnować z własnych przyjemności byle zapewnić im odpowiednią opiekę i pokazać jak bardzo je kocham. Są moich życiem, moją nadzieją na lepszy dzień, nie mogę tak po prostu wrócić do porządku życia codziennego po tym co się stało. To nie było zwykłe strzelenie palcami, bym mógł to zrobić. Miłość mojego życia otarła się o cień śmierci. To było straszne przeżycie zarówno dla niej, jak i dla mnie. Kocham ją bardzo mocno i nie chcę myśleć co by było po jej śmierci.
Niebieskooka ze strachem wymalowanym na delikatnej twarzy, nacisnęła klamkę otwierając tym samym drzwi. Pchnęła je pozwalając im otworzyć się szerzej i wpuścić ciepły, zimowy promień do ciemnego korytarza. Jasny blask światła przebiegł przez zimne płytki przedpokoju, padając wprost na uśmiechniętą twarz mojej mamy. Gdy nas zauważyła kąciki jej ust uniosły się bardziej, powodując ogromny uśmiech. Spojrzałem na Pezzę, której buzia była równie rozświetlona. Upuściła torebkę trzymaną w dłoni i podbiegła do mojej rodzicielki mocno ja do siebie przytulając. Po chwili obie wybuchły płaczem, a Debbie która weszła właśnie do salonu trzymając za rączkę Safaa'ę, uśmiechnęła się i puszczając małą dłoń brunetki dołączyła do nich zalewając się łzami. Nie potrzebowały słów, wystarczyło to, że są razem i tak już będzie.

~*~

-Nie. Nie. Nie. Nie, zostaw mnie! Zostaw, odejdź!-błagalny głos Edwards i jej wiercące się ciało zbudziło mnie ze snu.-Zostaw nas!-otworzyłem zaspane powieki, słysząc coraz głośniejsze krzyki. Spojrzałem na jej zapłakaną twarz, otulona przez jasny księżyc wpadający do naszej sypialni.-Nie! Nie, dotykaj mnie! Zostaw mnie!-przeraziłem się widząc jak jej ciało wije się na łóżku, tuż obok mnie. Po jej policzkach spłynęły strużki łez, a ciało drgało coraz zaciskając dłonie w pięść. Natychmiast się wyprostowałem i zbudzając ją, przyciągnąłem jej drobne, blade ciało do swojego będącego zupełnym przeciwieństwem. Pocałowałem jej skroń, głaszcząc prawą dłonią jej ramie.
-Spokojnie, skarbie. Jestem przy tobie.-zapewniłem muskając co chwila skrawki jej buzi. Otarłem jej mokre policzki i ucałowałem miejsce, w którym przed chwilą błyszczały łzy. Szloch farbowanej nie ustał więc oplotłem jej ciało mocniej, wcześniej sięgając do lampki, by ją zapalić. Zacisnęła swoje dłonie na moich ramionach, bojąc się że gdy je puści odejdę.-Jestem z tobą, Perrie. Spójrz na mnie.-położyłem dłoń na jej policzku, a błękitne spojrzenie odbijające się w blasku pełni księżyca, przeniosło się na mnie.-Widzisz, jestem z tobą. Wszystko jest dobrze, jesteśmy razem, kochanie.-pocałowałem jej drżące usta.
-Za-zayn.-szepnęła dławiąc się cieczą, wypływającą z jej oczu.-On chciał was zabrać.-tłumaczyła trzęsąc się niemiłosiernie w moich ramionach.-Chciał, żeb-żebym odeszła i..i was zostawiła.-rozpłakała się, tuląc moje ciało do swojego.
-Już dobrze, jestem tutaj. Wszystko jest w porządku.-szeptałem, chcąc uspokoić narzeczoną. Gdy po chwili jej oddech się wyrównał przykryłem nas srebrną pościelą, próbując odpłynąć do krainy Morfeusza.

~rano~

Sięgnąłem dłonią po czarnego Iphone'a, a widząc w prawym, górnym rogu wczesną godzinę, postanowiłem wstać wcześniej, zobaczyć co u dziewczynek, posprzątać kuchnię i zrobić Pezz pyszne śniadanie.
Wyplątałem jej dłonie z dość mocnego uścisku na mojej talii i cicho usiadłem na łóżku. Przetarłem dłonią twarz, chcąc porzucić oznaki snu. Podniosłem się i stanąłem przed szafą. Wyciągnąłem z niej stare, wyciągnięte dresy i mierzwiąc czarne włosy powędrowałem do pokoju naprzeciwko. Uchyliłem cicho drzwi i ujrzałem dwie, śliczne twarzyczki, które oświetlały ciepłe słoneczne promienie.
Na szczęście bliźniaczki jeszcze spały więc zasłoniłem okno roletą i całując je w czółka wyszedłem z pokoju równie cicho. Po schodach zeskakiwałem co drugi schodek z wymalowanym uśmiechem na ustach.
Wreszcie czułem, że żyję. Wreszcie czułem się szczęśliwy.
Po nalaniu do czajnika wody, ustawiłem go na kuchence i zacząłem przeglądać zawartość lodówki. Zwykła jajecznica to zbyt pospolite, pomyślałem lustrując znajdujące się w niej produkty. Naleśniki...tak, Perrie zawsze lubiła naleśniki. Zwłaszcza dobrze dopieczone i oblane syropem klonowych, bądź zwykłe z truskawkami i bitą śmietaną.
Wyjąłem potrzebne rzeczy i odmierzając dokładne ilości składników, po dwudziestu minutach na talerzu miałem całą górę, pięknie wysmażonych naleśników. Wystarczyło jeszcze zaczekać na dostawę z kwiaciarni i gotowe. Czekając na kwiaty posłodziłem jeszcze herbatę i wrzucając do niej plasterek cytryny, obserwowałem przez okno, czy aby ktoś nie podjechał pod naszą posesję. Nie musiałem długo czekać, bo zaledwie po kilku minutach, do naszych drzwi zmierzał wysoki brunet w niebieskim uniformie. Podszedłem do drzwi i otworzyłem mu je przed nosem.
-Dzień dobry.-przywitał się.-Pan Malik?
-Dzień dobry, zgadza się.-potwierdziłem odbierając od niego bukiet czerwonych róż. Podałem mu banknoty i żegnając się z nim, wróciłem do kuchni po tacę z jedzeniem. Po cichu powędrowałem do sypialni, w której spała niebieskooka.

-Perrie.-musnąłem jej na wpół otwarte wargi.-Kochanie, pobudka.-mruknąłem wprost do jej ucha. Widząc jak otwiera powoli oczy, znów złączyłem nasze usta, napawając się miłością płynącą od dziewczyny.-Mam dla ciebie pyszne śniadanie.-poinformowałem ją sięgając po tacę i stawiając ją między nami.-Naleśniki z truskawkami i bitą śmietaną oraz naleśniki z syropem klonowym. Do tego twoja ulubiona Yorkshire Tea.-uśmiechnąłem się w strony zaskoczonej właścicielki różowych włosów.
-Aww, kocham cię.-posłała mi buziaka i sięgnęła po kubek z ciepłym napojem. Gdy upiła łyk odstawiła go z powrotem i zerknęła na mnie.-Dlaczego tak na mnie patrzysz?-zmarszczyła czoło, unosząc brew. Uśmiechnąłem się szerzej.
-Jesteś piękna.-powiedziałem, a ona zachichotała.-Najpiękniejsza na świecie. A najpiękniejsze kobiety na świecie powinny dostawać najpiękniejsze kwiaty.-oznajmiłem podając jej ogromny bukiet róż. W jej oczach zatańczyły szczęśliwe ogniki sprawiając, że sam poczułem się szczęśliwszy niż kiedykolwiek.
-Zayn, dziękuję.-położyła dłoń na moim policzku, patrząc na mnie błękitem swych oczu.-Dziękuję, są cudowne. Ty jesteś cudowny. Kocham cię.-powtórzyła złączając nasze usta w czułym pocałunku. W tym momencie nie liczyło się nic poza nami. Nic poza naszą miłością. Chciałem by zawsze było tak jak teraz.

5 komentarzy:

  1. Cudny *.*
    Cieszę się że wszystko zaczęło się im układać.
    Nie mogę doczekać się następnego. ; ))

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny *.* Tak jak poprzedniczka cieszę się ,że wszystko ok ,ale najbardziej ciekawi mnie rozwinięcie sytuacji pomiędzy Harrym i Zaynem ,jeśli możesz zdradzić ,to czy w najbliższych rozdziałach planujesz jakieś sceny Harry-Zayn? :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto ja kilka dni nie wytrzymam!!!!!!!!!!!!!To opowiadanie jest tak cudne że nie wiem co mam mówić Zerrie to moja ulubiona para.Oni są razem tacy słodcy ;) Jak zobaczyłam że jest nowy rozdział to nie chcesz wiedzieć co się działo.Mama patrzyła na mnie jak na jakąś wariatkę ;) @kika1263
    P.S. Sorry że pisze anonimowym bo ja nie mam tu konta i wiesz... ale zawsze będe się podpisywać moim TT ok? Pozdrawiam!!!!!!!!!!!
    @kika1263

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuje straszny niedosyt :( nie mozesz juz konczyc

    OdpowiedzUsuń
  5. Awww to takie romantyczne i w ogóle boskie cudowne wspaniałe it. Kc

    OdpowiedzUsuń