dzień doobry.x awww, słoneczko.♥ nie wiem jak wy, ale ja zmykam grać w nogę. mam zawody w poniedziałek więc muszę się rozruszać :3
przed wami jeden z końcowych rozdziałów. w drugiej części opowiadania, bo takowa będzie, dzieciaki będą starsze, bo myślę, że monotonne opisywanie ich jako niemowląt byłoby nudne. rozdział zostawiam do oceny wam.
+co z tymi bonusami? dodawać je z rozdziałami czy dwa dni później?
piosenkę ubóstwiam ♥
~Zayn~
-Zayn?-usłyszałem
zdyszany głos Danielle. Podniosłem głowę i przez chwilę
obserwowałem dziewczynę.-Zayn, powiedz coś.-powiedziała
zniecierpliwiona. Spojrzałem w stronę drzwi, za którymi była moja
ukochana i lekko się uśmiechnąłem.
-Żyje.-szepnąłem,
ochryple.-Żyje, rozumiesz? Najważniejsza osoba w moim życiu żyje.
Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, Dan.-zamknąłem oczy
przygryzając wargę.-W reszcie wszystko będzie w jak najlepszym
porządku. Wrócimy razem do domu, zjemy razem kolację. Po gorącej
kąpieli, uśpimy nasze szkraby i wtuleni w siebie zaśniemy. Rano
obudzimy się wplątani w siebie, szepcząc sobie jak bardzo się
kochamy.-westchnąłem głośno.-Cała przyszłość jest przed nami
i nic nie stanie nam na przeszkodzie. A gdyby jednak – zniszczę
ją. Mam w nosie to, że kogoś skrzywdzę, teraz liczy się
szczęście moje, Perrie i naszych córeczek.
-Cieszę
się Zayn.-przysiadła na krześle obok mnie, gładząc moje plecy
okryte marynarką.-Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Że
będziecie szczęśliwi.-uśmiechnęła się i ucałowała moje
czoło.-Co z nią? Jak się czuje?
-Fizycznie
świetnie, tylko musi poleżeć w łóżku kilka dni, jest
podziębiona, co swoją drogą jest, um...
dziwne.-wyjaśniłem.-Ale...-zacząłem bawić się swoimi palcami
nie bardzo wiedząc jak zacząć.-Psychicznie jest źle. Płacze,
chce bym nie opuszczał jej choćby na chwilkę. Nie chce z nikim
rozmawiać, poza mną. Teraz jest na badaniach.
-W
końcu przeżyła swoją śmierć. Jakkolwiek to brzmi.-zmarszczyła
brwi.-Teraz boi się, że może cię stracić.-przenikliwy wzrok
Peazer, lustrował moją twarz.
-Dziękuję,
Dani.-ścisnąłem jej dłoń.-Dziękuję, że jesteś przy mnie gdy
cię potrzebuję. Dziękuję za wszystko i przepraszam, że
zachowywałem się tak okropnie przez ostatnie dni.
-Rozumiem
Zayn. Ja też wariowałabym gdybym straciła Liama.-przyciągnąłem
ją do uścisku i zanurzyłem dłonie w opadających falami włosach,
pięknej tancerki.-Cieszę się, że między wami jest okej.
-Taaaak,
też się cieszę. Zawsze byliśmy ze sobą blisko.-przeczesałem
dłonią włosy, gdy opuściłem ramiona Danielle.-Pomyśleć, że
dopiero śmierć Perrie, pozwoliła nam się pogodzić.-pokręciłem
głową w niedowierzaniu.-Zaskoczyło mnie to, że wtedy przyszedł
do sali, w której byłem. Siedział przy mnie gdy spałem, opiekował
się mną.
-Cały
Liaś.-zaśmiała się cicho.
-Tak,
zawsze taki był.-przytaknąłem.-Daddy Direction.-zachichotałem.
-Plotkary.-usłyszeliśmy
oskarżający ton Payn'a.
-Li.-wstałem
szybko z krzesła i podbiegłem do niego, mocno uwieszając się na
jego szyi, a nogami oplatając biodra.-Kocham cię, Li.-Liam zaśmiał
się w swój charakterystyczny sposób i przytulił jeszcze mocniej.
-Też
cię kocham Zi. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, ale złaź ze mnie bo
chyba ci się przytyło ostatnimi czasy.-poklepał mnie po tyłku
opuszczając na płytki.
-Nie
tak bardzo, jak Danielle.-zażartowałem, a ich twarze momentalnie
się zaczerwieniły.-Nie wiem czy myślę o tym samym co wy i czy wy
myślicie o tym o czym ja myślę, ale jak myślimy o tym samym, to..
-Malik
ty nie myślisz.-wytknął mi Liam, na co wywróciłem oczami.
-Poczekajmy
z tym do powrotu do domu.-wyjąkała szatynka podchodząc do nas i
przytulając Liama.-I wydaję mi się, że myślimy o tym
samym.-posłała mi uśmiech, podczas gdy jej chłopak ucałował jej
głowę.
-Gratulacje.-przyciągnąłem
ich do siebie.-Moje dziewczynki będą miały towarzystwo.-ucieszyłem
się.
-Chyba
nasze, głąbie.-cichy i żartobliwy głosik Pezzie, rozniósł się
po szpitalnym hallu. Payne i Peazer podnieśli głowy i widząc
owiniętą szarym kocem, moją narzeczoną stojącą pośrodku
korytarza. Była niezwykle blada, ale iskierki tańczące w jej
oczach, dodawały jej życia. Dani natychmiast podbiegła do Edwards
zagarniając ją do uścisku.-Gratuluję Danielle. To najlepsze co
mogło was spotkać.-mrugnęła do mnie, sprawiając, że mój
uśmiech stał się jeszcze większy.-Liam, chodź do
mamusi.-rozłożyła ramiona, a Daddy niepewnie do niej podszedł.-Nie
gryzę, spokojnie.-zachichotała, a Liam się uśmiechnął.
Obserwowałem ich wspólny uścisk i moment, w którym Perrie
szeptała mu coś do ucha, patrząc w moje oczy. Po chwili odsunęła
go od siebie i niezgrabnie owinięta szpitalnym kocem, kroczyła w
moją stronę. Przystanęła metr przede mną, a jej mina
spoważniała. Co jeeeeeest?
-Zaynie,
Javaadzie, Roganie, Joshu, narzeczony Perrie Louise Edwards, Ojcze
Charlotte Haify Laminy Lenorre* i Nellie Aminy Hannah Arlette**
Malik.-wyrecytowała.- Czy musiałam umrzeć byś dostrzegł jakim
kretynem jesteś i pojednał się z Liamem Jamesem Paynem?-spytała
unosząc lewą brew.
-Perrie
to zabrzmiało jak słowa proroka.-palnęła Dans.
-Jak
byłam mała chciałam nim zostać.-mruknęła.-Pytam jeszcze raz
.Czy musiałam umrzeć byś dostrzegł jakim kretynem jesteś i
pojednał się z Liamem Jamesem Paynem?
-Eee..-spuściłem
wzrok zaskoczony jej pytaniem. Hmm, co mam powiedzieć? ' Jak dobrze,
że umarłaś kochanie, przynajmniej pogodziłem się z Li ' ? Nigdy
w życiu.-Pezz, to nie tak, że..-zacząłem.-Wiesz, że to nie
przez..to.-zagryzłem wargę zdenerwowany brakiem jej
reakcji.-Ja..um, po prostu..
-Dobrze,
rozumiem.-uciszyła mnie, podchodząc. Owinęła drobnymi rękoma
moje ciało.-Tylko proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy,
Zayn.-jęknęła z wymalowanym bólem w niebieskich oczach. Była
teraz taka krucha, a ja musiałem ją chronić. Choć nie tyle
musiałem, co chciałem.
-Nigdy,
Perrie. Zawsze razem.-ucałowałem jej czoło, przyciągając ją do
siebie mocniej.-Kocham cię.
~Harry~
-Harry,
wszystko okej?-spytał Niall, widząc mnie siedzącego na schodkach
pod szpitalem.-Dlaczego nie wchodzisz?
-Nie
wiem czy mogę.-wyjaśniłem, widząc jak zamyka zamkiem
automatycznym, drzwi swojego auta. Cała rodzina po
'zmartwychwstaniu' Pezz, pojechała do domu. Zayn zabrał ją do
szpitala na badania, a Dani i Liam z bliźniaczkami natychmiast do
nich dołączyli, po odwiezieniu ich do domu. A ja, cóż..nie
miałem co ze sobą zrobić. Chciałem być przy niej, ale Zayn mi
tego kategorycznie zabronił.-No idź, przecież i tak się mną nikt
nie interesuje. Jakoś przeżyję.-westchnąłem wywracając oczami.
Patrzył na mnie przez chwilę i rzucił mi klucze.
-Wejdź
do środka bo sobie tyłek odmrozisz.-zaoferował.
-I
mam uwierzyć, że cię to interesuje?-
-Wiesz,
co Hazz? Jesteś kretynem i na twoim miejscu przyjął bym od kogoś
nawet tak banalną pomoc.-zmroził mnie wzrokiem i czym prędzej
zniknął za szklanymi drzwiami szpitala St.Louis. Westchnąłem
głośno i podniosłem się z zimnych schodków. Odsunąłem drzwi i
wsiadłem do środka.
~Niall~
-Gdzie
mogę znaleźć Perrie Edwards?-spytałem pielęgniarkę, którą
minąłem na korytarzu.
-To
ta 'zmartwychwstała'?-zakreśliła cudzysłów. Kiwnąłem
głową.-Jest na badaniach. Trzecie piętro, gabinet siedemnaście.
-Dziękuję.-uśmiechnąłem
się i podążyłem w kierunku windy. Zacząłem gwałcić panel
sterujący windą, by jak najszybciej znaleźć się na odpowiednim
piętrze. Przestępowałem niecierpliwie z nogi na nogę, a gdy drzwi
wreszcie się otworzyły, uśmiechnąłem się szeroko. Zerrie
właśnie połączyli się w słodkim pocałunku.
-Awwwwwwwwww.-rozczuliłem
się, zwracając równocześnie na siebie uwagę zakochanych oraz
Payzer.
-Prince.-pisnęła
wesoło Pezzie. Oderwała chude ciało od Malika i zrzucając koc z
ramion z rozbiegiem wskoczyła na mnie mocno zaplatając dłonie na
szyi i całując w policzek.-Tak. Bardzo. Bardzo. Bardzo.
Tęskniłam.-mówiła między buziakami.
-Ja
też księżniczko.-pogładziłem jej plecy.-Nawet nie wiesz jak
bardzo.-usiadłem na pobliskim krześle, jeszcze mocniej ją
przyciągając do swojego, niezbyt dobrze zbudowanego ciała.
-Nie
żeby coś Horan, ale moja NARZECZONA siedzi na tobie w nie za
ciekawej pozycji.-Zayn stanął nad nami gestykulując rękoma.
-Ja
mam romans z jednym facetem, a nie z milionami fanek.-jęknęła
różowowłosa. Objęła moją szyję mocniej, kręcąc się przy tym
niesamowicie.
-Ugh,
Malik, twoja NARZECZONA właśnie zgniotła mi
Leprachauna.-wyjęczałem powodując śmiech u reszty.
-Spokojnie
Prince, wieczorem go odgniotę.-zaoferowała puszczając oczko.
-Czuję
się taki niechciany.-Mulat opadł na płytki chowając twarz w
dłoniach, a śmiech Edwards rozniósł się po korytarzu.
Nareszcie
wszystko wraca do normy.
_________
*Haifa
– 'osoba o pięknym ciele'. Lamina – ' Lam- ' od ' Lama '
czyli 'ciemność warg', a '-ina' od 'Lina' czyli delikatność'
**Amina
– arabskie imię znaczące 'osoba godna zaufania, wierna'. Hana
– 'szczęście', ale przekształciłam je na 'bardziej brytyjskie'.
:3
W
daaaaaaaalszych rozdziałach, drugiej serii zauważycie, dlaczego
wybrałam właśnie takie drugie imiona dla bliźniaczek.
Widzę, że jestem pierwsza super :)
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, cieszę się, że Perrie żyje i wszysko wraca do normy.
Czekam na kolejny i zapraszam do siebie
http://1d-give-love-to-work.blogspot.com
BOSKIE!!!!!!!!!!!!!!!!Kocham Cię kochana ;) Masz wielkiiiiiiiii talent do pisania;)
OdpowiedzUsuńA tak do tych dodatków to razem z rozdziałem;) @kika1263
UsuńTak strasznie się ciesze że Perrie żyje.
OdpowiedzUsuńRozdział cudny, czekam na następny. ; ))
Jestem strasznie podjarana. Dziękuję ci za to że piszesz te rozdziały
OdpowiedzUsuń