wtorek, 16 kwietnia 2013

Direction : Nineteen ♥


 dzień doobry.x awww, słoneczko.♥ nie wiem jak wy, ale ja zmykam grać w nogę. mam zawody w poniedziałek więc muszę się rozruszać :3
przed wami jeden z końcowych rozdziałów. w drugiej części opowiadania, bo takowa będzie, dzieciaki będą starsze, bo myślę, że monotonne opisywanie ich jako niemowląt byłoby nudne. rozdział zostawiam do oceny wam.  
+co z tymi bonusami? dodawać je z rozdziałami czy dwa dni później?
 piosenkę ubóstwiam
do napisania.xx

~Zayn~


-Zayn?-usłyszałem zdyszany głos Danielle. Podniosłem głowę i przez chwilę obserwowałem dziewczynę.-Zayn, powiedz coś.-powiedziała zniecierpliwiona. Spojrzałem w stronę drzwi, za którymi była moja ukochana i lekko się uśmiechnąłem.
-Żyje.-szepnąłem, ochryple.-Żyje, rozumiesz? Najważniejsza osoba w moim życiu żyje. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, Dan.-zamknąłem oczy przygryzając wargę.-W reszcie wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Wrócimy razem do domu, zjemy razem kolację. Po gorącej kąpieli, uśpimy nasze szkraby i wtuleni w siebie zaśniemy. Rano obudzimy się wplątani w siebie, szepcząc sobie jak bardzo się kochamy.-westchnąłem głośno.-Cała przyszłość jest przed nami i nic nie stanie nam na przeszkodzie. A gdyby jednak – zniszczę ją. Mam w nosie to, że kogoś skrzywdzę, teraz liczy się szczęście moje, Perrie i naszych córeczek.
-Cieszę się Zayn.-przysiadła na krześle obok mnie, gładząc moje plecy okryte marynarką.-Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Że będziecie szczęśliwi.-uśmiechnęła się i ucałowała moje czoło.-Co z nią? Jak się czuje?
-Fizycznie świetnie, tylko musi poleżeć w łóżku kilka dni, jest podziębiona, co swoją drogą jest, um... dziwne.-wyjaśniłem.-Ale...-zacząłem bawić się swoimi palcami nie bardzo wiedząc jak zacząć.-Psychicznie jest źle. Płacze, chce bym nie opuszczał jej choćby na chwilkę. Nie chce z nikim rozmawiać, poza mną. Teraz jest na badaniach.
-W końcu przeżyła swoją śmierć. Jakkolwiek to brzmi.-zmarszczyła brwi.-Teraz boi się, że może cię stracić.-przenikliwy wzrok Peazer, lustrował moją twarz.
-Dziękuję, Dani.-ścisnąłem jej dłoń.-Dziękuję, że jesteś przy mnie gdy cię potrzebuję. Dziękuję za wszystko i przepraszam, że zachowywałem się tak okropnie przez ostatnie dni.
-Rozumiem Zayn. Ja też wariowałabym gdybym straciła Liama.-przyciągnąłem ją do uścisku i zanurzyłem dłonie w opadających falami włosach, pięknej tancerki.-Cieszę się, że między wami jest okej.
-Taaaak, też się cieszę. Zawsze byliśmy ze sobą blisko.-przeczesałem dłonią włosy, gdy opuściłem ramiona Danielle.-Pomyśleć, że dopiero śmierć Perrie, pozwoliła nam się pogodzić.-pokręciłem głową w niedowierzaniu.-Zaskoczyło mnie to, że wtedy przyszedł do sali, w której byłem. Siedział przy mnie gdy spałem, opiekował się mną.
-Cały Liaś.-zaśmiała się cicho.
-Tak, zawsze taki był.-przytaknąłem.-Daddy Direction.-zachichotałem.
-Plotkary.-usłyszeliśmy oskarżający ton Payn'a.
-Li.-wstałem szybko z krzesła i podbiegłem do niego, mocno uwieszając się na jego szyi, a nogami oplatając biodra.-Kocham cię, Li.-Liam zaśmiał się w swój charakterystyczny sposób i przytulił jeszcze mocniej.
-Też cię kocham Zi. Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, ale złaź ze mnie bo chyba ci się przytyło ostatnimi czasy.-poklepał mnie po tyłku opuszczając na płytki.
-Nie tak bardzo, jak Danielle.-zażartowałem, a ich twarze momentalnie się zaczerwieniły.-Nie wiem czy myślę o tym samym co wy i czy wy myślicie o tym o czym ja myślę, ale jak myślimy o tym samym, to..
-Malik ty nie myślisz.-wytknął mi Liam, na co wywróciłem oczami.
-Poczekajmy z tym do powrotu do domu.-wyjąkała szatynka podchodząc do nas i przytulając Liama.-I wydaję mi się, że myślimy o tym samym.-posłała mi uśmiech, podczas gdy jej chłopak ucałował jej głowę.
-Gratulacje.-przyciągnąłem ich do siebie.-Moje dziewczynki będą miały towarzystwo.-ucieszyłem się.
-Chyba nasze, głąbie.-cichy i żartobliwy głosik Pezzie, rozniósł się po szpitalnym hallu. Payne i Peazer podnieśli głowy i widząc owiniętą szarym kocem, moją narzeczoną stojącą pośrodku korytarza. Była niezwykle blada, ale iskierki tańczące w jej oczach, dodawały jej życia. Dani natychmiast podbiegła do Edwards zagarniając ją do uścisku.-Gratuluję Danielle. To najlepsze co mogło was spotkać.-mrugnęła do mnie, sprawiając, że mój uśmiech stał się jeszcze większy.-Liam, chodź do mamusi.-rozłożyła ramiona, a Daddy niepewnie do niej podszedł.-Nie gryzę, spokojnie.-zachichotała, a Liam się uśmiechnął. Obserwowałem ich wspólny uścisk i moment, w którym Perrie szeptała mu coś do ucha, patrząc w moje oczy. Po chwili odsunęła go od siebie i niezgrabnie owinięta szpitalnym kocem, kroczyła w moją stronę. Przystanęła metr przede mną, a jej mina spoważniała. Co jeeeeeest?
-Zaynie, Javaadzie, Roganie, Joshu, narzeczony Perrie Louise Edwards, Ojcze Charlotte Haify Laminy Lenorre* i Nellie Aminy Hannah Arlette** Malik.-wyrecytowała.- Czy musiałam umrzeć byś dostrzegł jakim kretynem jesteś i pojednał się z Liamem Jamesem Paynem?-spytała unosząc lewą brew.
-Perrie to zabrzmiało jak słowa proroka.-palnęła Dans.
-Jak byłam mała chciałam nim zostać.-mruknęła.-Pytam jeszcze raz .Czy musiałam umrzeć byś dostrzegł jakim kretynem jesteś i pojednał się z Liamem Jamesem Paynem?
-Eee..-spuściłem wzrok zaskoczony jej pytaniem. Hmm, co mam powiedzieć? ' Jak dobrze, że umarłaś kochanie, przynajmniej pogodziłem się z Li ' ? Nigdy w życiu.-Pezz, to nie tak, że..-zacząłem.-Wiesz, że to nie przez..to.-zagryzłem wargę zdenerwowany brakiem jej reakcji.-Ja..um, po prostu..
-Dobrze, rozumiem.-uciszyła mnie, podchodząc. Owinęła drobnymi rękoma moje ciało.-Tylko proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy, Zayn.-jęknęła z wymalowanym bólem w niebieskich oczach. Była teraz taka krucha, a ja musiałem ją chronić. Choć nie tyle musiałem, co chciałem.
-Nigdy, Perrie. Zawsze razem.-ucałowałem jej czoło, przyciągając ją do siebie mocniej.-Kocham cię.

~Harry~

-Harry, wszystko okej?-spytał Niall, widząc mnie siedzącego na schodkach pod szpitalem.-Dlaczego nie wchodzisz?
-Nie wiem czy mogę.-wyjaśniłem, widząc jak zamyka zamkiem automatycznym, drzwi swojego auta. Cała rodzina po 'zmartwychwstaniu' Pezz, pojechała do domu. Zayn zabrał ją do szpitala na badania, a Dani i Liam z bliźniaczkami natychmiast do nich dołączyli, po odwiezieniu ich do domu. A ja, cóż..nie miałem co ze sobą zrobić. Chciałem być przy niej, ale Zayn mi tego kategorycznie zabronił.-No idź, przecież i tak się mną nikt nie interesuje. Jakoś przeżyję.-westchnąłem wywracając oczami. Patrzył na mnie przez chwilę i rzucił mi klucze.
-Wejdź do środka bo sobie tyłek odmrozisz.-zaoferował.
-I mam uwierzyć, że cię to interesuje?-
-Wiesz, co Hazz? Jesteś kretynem i na twoim miejscu przyjął bym od kogoś nawet tak banalną pomoc.-zmroził mnie wzrokiem i czym prędzej zniknął za szklanymi drzwiami szpitala St.Louis. Westchnąłem głośno i podniosłem się z zimnych schodków. Odsunąłem drzwi i wsiadłem do środka.

~Niall~

-Gdzie mogę znaleźć Perrie Edwards?-spytałem pielęgniarkę, którą minąłem na korytarzu.
-To ta 'zmartwychwstała'?-zakreśliła cudzysłów. Kiwnąłem głową.-Jest na badaniach. Trzecie piętro, gabinet siedemnaście.
-Dziękuję.-uśmiechnąłem się i podążyłem w kierunku windy. Zacząłem gwałcić panel sterujący windą, by jak najszybciej znaleźć się na odpowiednim piętrze. Przestępowałem niecierpliwie z nogi na nogę, a gdy drzwi wreszcie się otworzyły, uśmiechnąłem się szeroko. Zerrie właśnie połączyli się w słodkim pocałunku.
-Awwwwwwwwww.-rozczuliłem się, zwracając równocześnie na siebie uwagę zakochanych oraz Payzer.
-Prince.-pisnęła wesoło Pezzie. Oderwała chude ciało od Malika i zrzucając koc z ramion z rozbiegiem wskoczyła na mnie mocno zaplatając dłonie na szyi i całując w policzek.-Tak. Bardzo. Bardzo. Bardzo. Tęskniłam.-mówiła między buziakami.
-Ja też księżniczko.-pogładziłem jej plecy.-Nawet nie wiesz jak bardzo.-usiadłem na pobliskim krześle, jeszcze mocniej ją przyciągając do swojego, niezbyt dobrze zbudowanego ciała.
-Nie żeby coś Horan, ale moja NARZECZONA siedzi na tobie w nie za ciekawej pozycji.-Zayn stanął nad nami gestykulując rękoma.
-Ja mam romans z jednym facetem, a nie z milionami fanek.-jęknęła różowowłosa. Objęła moją szyję mocniej, kręcąc się przy tym niesamowicie.
-Ugh, Malik, twoja NARZECZONA właśnie zgniotła mi Leprachauna.-wyjęczałem powodując śmiech u reszty.
-Spokojnie Prince, wieczorem go odgniotę.-zaoferowała puszczając oczko.
-Czuję się taki niechciany.-Mulat opadł na płytki chowając twarz w dłoniach, a śmiech Edwards rozniósł się po korytarzu.
Nareszcie wszystko wraca do normy.



_________
*Haifa – 'osoba o pięknym ciele'. Lamina – ' Lam- ' od ' Lama ' czyli 'ciemność warg', a '-ina' od 'Lina' czyli delikatność'
**Amina – arabskie imię znaczące 'osoba godna zaufania, wierna'. Hana – 'szczęście', ale przekształciłam je na 'bardziej brytyjskie'. :3

W daaaaaaaalszych rozdziałach, drugiej serii zauważycie, dlaczego wybrałam właśnie takie drugie imiona dla bliźniaczek.


5 komentarzy:

  1. Widzę, że jestem pierwsza super :)
    Rozdział wspaniały, cieszę się, że Perrie żyje i wszysko wraca do normy.
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie

    http://1d-give-love-to-work.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. BOSKIE!!!!!!!!!!!!!!!!Kocham Cię kochana ;) Masz wielkiiiiiiiii talent do pisania;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak do tych dodatków to razem z rozdziałem;) @kika1263

      Usuń
  3. Tak strasznie się ciesze że Perrie żyje.
    Rozdział cudny, czekam na następny. ; ))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem strasznie podjarana. Dziękuję ci za to że piszesz te rozdziały

    OdpowiedzUsuń