witam słoneczka.x
rozdział trochę spóźniony, bo jeżdżę od poniedziałku
po lekarzach i nie miałam kiedy poprawić.
przepraszaam :)
dziś powinnam dodać pierwszy dodatek, więc wam to wynagrodzę.
ogólnie będzie ich 16, więc was zamęczę. :3
zapraszam do czytania i komentaowania!.x
______________________
Kilka
dni później
~Harry~
Te
kilka dni z pewnością było najdłuższymi kilkoma dniami, w moim
prawie dziewiętnastoletnim życiu. Dziś mamy dwunasty grudnia,
chyba jeden z najgorszych dni, zaraz po dniu, w którym Pezza od nas
odeszła.
Dziś
mamy ją pochować i nie zobaczyć już nigdy jej ciała. Jej samej.
Zastanawiam się dlaczego to tak łatwo przechodzi mi przez gardło.
Może już się z tym pogodziłem? Nie. Nigdy nie pogodzę się ze
śmiercią osoby, którą tak bardzo kocham.
Delikatnie
zapukałem w ciemno brązowe drzwi posiadłości Malika. Nabrałem
powietrza, chcąc powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
-Witaj
Hazz.-usłyszałem szept Danielle, która właśnie otworzyła mi
drzwi.-Wejdź.
-Jak
on się czuje?-spytałem również szeptem, po ucałowaniu policzka
dziewczyny.
-Jest
z nim źle, nie będę tego ukrywać.-westchnęła.-Boże, co ta
dziewczyna z nim zrobiła. Tak bardzo go w sobie rozkochała, a teraz
jej nie ma.-pokręciła głową w niedowierzaniu. To prawda. Perrie
niesamowicie rozkochała w sobie Zayna, tak jak i on rozkochał ją w
sobie. Mimo że byli dla siebie stworzeni, uważam że to ja
powinienem znaleźć się na miejscu Mulata już dawno temu.-Całą
noc płakał siedząc w pokoju dziewczynek i podśpiewywał im
ulubione piosenki Perrie. Harry to było takie..takie...to musi go
tak cholernie boleć.-zamknęła oczy.-Nie mogę już patrzeć jak
cierpi. Jest moim przyjacielem, a ja nie mogę mu w żaden sposób
pomóc. Nie chcę żeby zrobił coś głupiego jak ostatnimi czasy.
-Co?-uniosłem
pytająco brew. Szatynka spojrzała na mnie z bólem w oczach i
chwilę ilustrowała moją twarz.
-On
się głodzi Hazz.-szepnęła drżąco.-I...i...wtedy gdy wróciliśmy
ze szpitala, przedwczoraj, nie pozwolił wchodzić nikomu do jego
sypialni, do ich garderoby, do..do łazienki. Nie pozwolił
czegokolwiek dotykać. Wczoraj uderzył Nialla, gdy wszedł do
sypialni ze świeżą koszulką, którą jak się okazało –
wcześniej nosiła Perrie. Krzyczał, że nie ma prawa dotykać jej
rzeczy, że ma się stąd wynieść i po prostu go uderzył.
Podziwiam Nialla, że został tam z nim i szczerze porozmawiał. Zayn
rozmawiał nawet z Liamem.-dodała.-I proszę nie komentuj niczego co
ujrzysz w salonie, dobrze?-kiwnąłem głową na znak zgody, nie
będąc pewnym czy mam się bać tego co tam zastanę, czy nie.
Powoli
wszedłem za Dani do pomalowanego na idealnie biały kolor i stanąłem
jak wryty. Spojrzałem w niedowierzaniu na Peazer.
-Nic
nie mów, błagam.-mruknęła cichutko i podeszła do wściekle na
mnie patrzącego Liama, by wziąć od niego małą – chyba –
Nellie. Cóż, nie jestem jeszcze dobry w odróżnianiu bliźniaczek,
a szczególnie bliźniaczek Malik.
Rozejrzałem
się po pomieszczeniu i zamknąłem oczy. Wciągnąłem zapach perfum
Perrie do płuc i znów lekko uchyliłem powieki. Spojrzałem na
wszystkie zdjęcia Zayna i Perrie, porozstawiane w każdym wolnym
miejscu i poczułem pustkę. Totalna pustkę. Gdzieniegdzie było
kilka innych, różniących się zdjęć Perrie z jej przyjaciółkami,
mamą albo bratem. Zauważyłem nawet obłożone w różową ramkę
zdjęcie jej i Niallera. Następne przedstawiało Louisego i
przepiękną – jeszcze wtedy – blondynkę. Były też zdjęcia z
gali, na której Zayn się jej oświadczył, albo z jakichś
wycieczek po galerii handlowej z Eleanor, bądź Danielle. Zdziwiła
mnie jednak fotografia, która kompletnie nie pasowała do
pozostałych, gdzie stało więcej niż jedna osoba.
Zayn
samotnie stojący pośród niesamowicie błękitnego nieba, w słońcu
jeszcze bardziej opalającym jego ciemną karnację, na tle morza. W
niesamowicie obcisłych rurkach, białym t-shircie i czarnych ray
ban'ach na nosie. Białe bokserki od Calvina Claina wystawały poza
linią spodni, a mokra koszulka opinała się na świetnie
wyrzeźbionym torsie, Gdybym był homo, na pewno stwierdził bym, że
jest pociągający – zwłaszcza na tym zdjęciu.
-To
było jej ulubione zdjęcie.-usłyszałem cichutkie szeptanie.-Chcę
by wzięła je ze sobą. Wszystkie te zdjęcia. Lubiła
je.-zachrypnięty głos Zayna, dochodził do moich uszu, podczas gdy
ja starałem się odwrócić do niego równie cicho, by go usłyszeć.
Napotkałem jego pusty wzrok, wpatrujący się w ich wspólne
zdjęcie. Pogładził jej papierową twarz kciukiem, uważając by
jej nie uszkodzić w jakikolwiek sposób.-Nie chcę, żeby było jej
smutno. Zaraz powinienem także dostać zdjęcia Nellie i
Cherrie.-ilustrowałem jego zmęczoną twarz, na której pojawił się
zarost, tym razem zbyt zaniedbany. Pod pięknymi oczyma zadomowiły
się sine plamy, a kości policzkowe, jeszcze bardziej się
uwydatniły.
-Zayn?
Zayn skarbie gdzie jesteś?-usłyszałem głos mamy Zayna.-Debbie,
mogę cię tu poprosić?-oh, błagam niech ta kobieta tu nie wchodzi.
Nie, nie, nie..
-Witaj
Harold.-uśmiechnęła się smutno, a ja oczarowany jej urodą
odwzajemniłem uśmiech. O taaak, Patricia była gorąca. Bardzo.
-Witaj
Trish.-przywitałem się, zerkając od razu na mamę Perrie, która
od razu znalazła się obok niej. Okej, dwie gorące matki po
czterdziestce obok siebie? Ja śnię?-Dzień dobry pani
Edwards.-skinąłem głową.
-Cześć
Harry.-zilustrowała mnie z lekkim uśmieszkiem.-Trish, kochanie w
czym mogę ci pomóc?-zwróciła się do mamy Mulata, który z
zamiarem wyjścia z salonu, ruszył w stronę schodów.
-Zayn
zostań, proszę.-brunet odwrócił się i popatrzył na swoją
rodzicielkę pytająco.-Debbie i ja jesteśmy przeciwne zabraniu
dziewczynek na pog...
-Mamo!-warknął.
-Zayne,
po prostu nie chcemy by się przeziębiły lub złapały
niepotrzebnego wirusa.-ciepły głos Debbie był tak kojący dla
uszu, że gdybym był jakimś kretynem na pewno bym jej uległ i
przeleciał w pobliskiej toalecie.
-Debs
ma rację, kochanie.-przytaknęła Trish.-Perrie na pewno by się z
nami zgodziła.
-Ale
jej tutaj nie ma!-krzyknął kipiąc z wściekłości.-Nie
ma!-zauważyłem, że jego oczy natychmiast się
zaszkliły.-Nie...ma.-szepnął i chowając twarz w dłonie opadł na
schodki zanosząc się płaczem. Pani Malik podbiegła do niego i
zagarnęła w uścisk, całując go w głowę. Zerknąłem odruchowo
na Debbie stojącą w bezruchu.
-Pani
Edwards?-uniosłem zaniepokojony brew. Nawet się nie odwróciła.
Podszedłem do niej niepewnie i położyłem na jej piegowatym
ramieniu dłoń. Wtedy na mnie spojrzała pełnymi łez oczyma.
Ból,
pustka, strach.
To jedynie udało mi się
odczytać z jej niebieskich soczewek przed wypłynięciem z nich
miliona łez. Trzęsła się, zanosząc płaczek jak najciszej tylko
mogła.
-Zayney?-jęknęła, a gdy
chłopak przeniósł na nią swój pełen wszelkich emocji wzrok,
rozłożyła szeroko ramiona wręcz błagając o uścisk z jego
strony.-Błagam przytul mnie. Tak jak robiła to Pezzie.
Proszę.-chłopak oderwał się od matki i po chwili zacisnął
dłonie wokół sylwetki swojej niedoszłej teściowej mocno całując
ją w czoło – tak jak robiła to Pezzie. Delikatnie pogładził
materiał czarnej marynarki na jej plecach – tak jak zawsze to
robiła Pezzie. Następnie owinął swoje wychudzone ramiona jeszcze
mocniej, jeszcze ciaśniej i z większym uczuciem – tak jak to
robiła Pezzie.
Płakali. Czuli ból. Straszną
pustkę, a jednak mieli siebie. Wspierali się będąc dla siebie
praktycznie obcymi ludźmi. Z innych domów, innych miast, innych
rodów. Łączyła ich tylko ta sama kobieta – jej córka, a jego
narzeczona, jego świat, największy diament, najcenniejsza rzecz
jaką sobie bezwstydnie przywłaszczył spod jej ramion. Oboje ją
kochali, była dla nich najważniejsza, teraz jej nie było. Krajało
mi się serce widząc ten obraz, a gdy dołączyła do nich Patricia,
kompletnie się rozkleiłem. Wiem, jestem beksą, ale nie mogłem
teraz nie dać upustu emocjom jakie mną w środku targały i
rozrywały od środka moje cholerne, Stylesowe serce. Bo mimo
wszystko, nieważne jak wielkim chujem jestem – mam serce. Czasami
zbyt aktywne, ale mam. I chętnie oddałbym je Perrie. Ale jest za
późno. Nienawidzę tego słowa, kurwa.
~Zayn~
Niosąc w dłoni dwa niebieskie
nosidełka, będąc ubranym w czarny płaszcz, czarne rurki i mając
pod szyją równie ciemny szalik, kroczyłem chodnikiem na ponury,
zasypany śniegiem cmentarz. Obok mnie szły dwie najważniejsze
zaraz po Perrie i naszych córkach, kobiety – moja mama i mama
Perrie. Obie były mi niesamowicie bliskie. Kochałem je jednakowo,
były cudownymi matkami gdy nas rodziły, gdy wcześniej się
spotykaliśmy i gdy całkiem niespodziewanie zapragnęliśmy założyć
pokręconą, ale kochającą się rodzinę Malik.
To prawda – nie pozbierałem
się po jej śmierci, mimo iż minęło od niej kilka dni, ale nie
pozbieram jutro, za tydzień, miesiąc czy rok. To zbyt boli. Każde
drobne ruchy naszych skrzatów przypominają mi o niej. O jej zawsze
dopisującym humorze, o nagłych zachciankach, które z wielkim
uśmiechem na twarzy spełniałem o każdej porze. O jej relacjach z
ludźmi – była taka kochana. Chciała dla wszystkich jak
najlepiej, a fakt że sama własnowolnie poszła do człowieka, który
ją tak zranił i potrafiła z nim porozmawiać, na dodatek stawiając
się mi – był imponujący. Imponujące było żyć z taką
kobietą. Ba! Mieć z nią dzieci, będące owocem niczego innego jak
naszej miłości.
Wciąż miałem przed oczami
jej uroczy uśmiech gdy podczas naszego spotkania, po tak wielkiej
przerwie jaka nastąpiła w naszym związku mówiła mi - ' Witaj
znowu pieprzony egoisto. Brakowało mi cię.' Widziałem jej
przerażone spojrzenie gdy przedstawiałem jej swoich przyjaciół,
podczas gdy i ja nim dla niej byłem. Wciąż pamiętam jej drżące
wargi podczas naszego pierwszego pocałunku po odnalezieniu się w
Londynie. Pamiętam jak łapczywie żądała jakiegokolwiek dotyku
podczas naszej pierwszej w życiu, spędzonej razem nocy. Pamiętam
jak wyzywała mnie od idiotów, pieprzonych kobieciarzy gdy balowałem
podczas jej nieobecności w Bradford z największą zdzirą w szkole.
Pamiętam jaka była nieśmiała na naszej pierwszej, szczeniackiej
randce. Boże, ona miała wtedy czternaście lat, a ja odbiłem ją
swojemu najlepszemu przyjacielowi!
Oh, ale to było nic. W końcu,
to ja oberwałem za nią i za siebie od Ant'a. To było takie słodkie
gdy następnie podeszła do niego i uderzyła tak mocno w twarz, że
aż się zatoczył i upadł. Pamiętam ten dzień – to były dwa
tygodnie przed jej piętnastymi urodzinami.
Na moment przystanąłem,
zwracając tym uwagę obu matek.
-Co jest skarbie?-spytała
cicho Debby, gładząc smukłą dłonią moje ramię.
-Za miesiąc skończę
dwadzieścia lat...-zacząłem.-..i za miesiąc minie pięć lat, od
naszego pierwszego spotkania.-szepnąłem cicho.-A jej nie będzie ze
mną. Nie uczcimy tego dnia razem, wspominając nasze głupie
ucieczki do Irlandii, wspólne nocowanie w lesie podczas gdy wy
szukałyście nas po całym Bradford.-delikatnie uniosłem kąciki
wyschniętych warg, przypominając sobie naszą pierwszą ucieczkę.
Perrie od tamtej pory zażądał regularnych wypadów do Dublina,
wstrętna istota. Przez nią musiałem znaleźć sobie pracę w
pobliskiej restauracji by mieć pieniądze na bilet dla nas obojga.
Była uparta, choć stawiała moje dobro na pierwszym miejscu. Nie
ważne było czy krwawi jej palec, czy właśnie złamała nogę,
albo oblała egzamin – liczyłem się ja. Za to ją kochałem,
kocham i kochać będę.
-Mam nadzieję, że ty zdołasz
przypilnować dziewczynki, żeby nie uciekały z domu tak często jak
ty i Perrie.-moja mama posłała mi uśmiech i chwytając mocniej
dłoń Safaa'y, cmoknęła mój policzek.
Nie chciałem by mama zabierała
ze sobą Wali i Safie, ale te się uparły. Bardzo kochały Pezz i
chciały mnie wspierać – zupełnie jak moja starsza siostrzyczka
Doniya. Byłem wdzięczny Allahowi, że je teraz mam.
Najgorszy moment w życiu?
Zdecydowanie śmierć ukochanej i chwila gdy stoję nad jej trumną,
widząc jej przeraźliwie bladą twarz. Ile dałbym by otworzyła
teraz swoje oczy, ukazując najpiękniejszy ocean na tym całym
popieprzonym świecie, westchnąłem.
Leżała tam sama, z lekkim
uśmiechem na pyzatej buzi, będącej zupełnym przeciwieństwem
mojej. Schudłem, ale nie specjalnie – wierzcie mi. Po prostu
brakuje mi tego jak Edwards budziła mnie każdego ranka słodkim
pocałunkiem i prosiła o to bym zrobił jej naleśniki. Robiąc je,
w międzyczasie je jadłem, a teraz...teraz nie ma jej, nie ma
naleśników i nie ma jedzenia. Uzupełniałem płyny szklanką wody
rano i wieczorem i to mi wystarczało.
Przez całą ceremonię
pogrzebu wytrwale próbowałem nie rozkleić się widząc zupełnie
martwe ciało dziewczyny, co mi ewidentnie nie wyszło. Gdy nadszedł
czas na ostatnie pożegnanie, poczekałem aż wszyscy to zrobią,
włączcie z niemile widzianym tu Stylesem. Myślałem, że szlag
mnie trafi gdy złożył pocałunek na jej bladym policzku, tuż obok
jej sinych ust. Liam chyba to zauważył bo poklepał moje ramie i
posłał mi pocieszający uśmiech oferując swoje ręce do
potrzymania bliźniaczek. Podziękowałem mu lekkim uśmiechem i
odwróciłem się w stronę trumny. Zacisnąłem dłonie w pięści i
powolnym krokiem ruszyłem w jej stronę. Uklęknąłem na obu
kolanach, nie martwiąc się teraz spodniami od Karla Lagerfelda.
Sięgnąłem dłonią do jej twarzy, przywołując wspomnienia
składanych na niej pocałunków. Przejechałem drżącymi palcami po
jej ramieniu, aż do samej dłoni, złączając po raz ostatni nasze
dłonie. Nachyliłem się i ucałowałem skrawek szyi, porcelanowego
lica i czoła.
-Błagam, napraw
mnie.-szepnąłem snując nosem po linii jej szczęki.-Masz jeszcze
czas, kochanie wróć do nas. Potrzebujemy cię.-na jej policzku
znalazły się moje łzy, które natychmiast scałowałem. Delikatnie
założyłem jej jasnoróżową grzywkę za uchu, przyozdobione moimi
kolczykami. Lubiła mi je podkradać. A ja lubiłem ją w nich
oglądać.
-Kocham Cię.-złączyłem
nasze usta w namiętnym pocałunku, rozkoszując się ostatni smakiem
jej warg. Tak bardzo pragnąłem by go odwzajemniła. Chciałem
splątać nasze języki w namiętnym tańcu, poczuć jej dłoń
wplątaną w moje włosy.
Cmoknąłem jej usta ostatni
raz i puszczając jej zimna dłoń, zilustrowałem jej twarz.
Zamarłem gdy ciemne rzęsy zaczęły drżeć, a malinowe usta lekko
się uchyliły. Moje serce zaczęło szybko bić, a oddech
przyspieszać.
-Perrie?-szepnąłem zwracając
tym uwagę obu mam, Danielle,El i chłopców.-Na Allaha.-moje ciało
przeszedł dreszcz, uniemożliwiający mi jakikolwiek ruch.-Pezzie,
tak, śmiało otwórz oczy. Jeszcze troszeczkę, proszę.-zachęciłem
będąc pełnym nadziei.
-Zayne.-usłyszałem głos
Safaa'y. Dziewczynka podeszła pode mnie, nie bacząc na protesty
naszej matki. Przytuliła mnie mocno i przeniosła wzrok na moją
narzeczoną.
-Mamusiu, ona się
rusza.-oznajmiła z uśmiechem na twarzy.
-Safaa, skarbie to nie jest
dobry moment na żarty.-zbeształa ją Trish.
-Ale mamusiu ona się
poruszyła!-pisnęła.-Braciszku, prawda? Poruszyła się!-trąciła
mnie pulchną rączką w ramię. Uśmiechnąłem się w jej
stronę.-Zayney pocałuj ją! To jest bajka! Pocałuj ją, tak jak
książę, Śpiącą Królewnę!-zaklaskała. Ilustrowałem wzrokiem
jej pakistańską twarzyczkę i jeszcze raz spojrzałem na Pezz. Jej
wargi drżały, a powieki mocno się zacisnęły.-Pocałuj ją
Zizi.-lekko się ode mnie odsunęła. Zagryzłem wargę i nachyliłem
się nad różowowłosą. Musnąłem jej suche usta, starając się
uczynić nasz pocałunek dłuższym i pełnym uczucia. Uniosłem
twarz i słowo daje – serce przestało mi bić.
-Perrie.-szepnąłem zatykając
dłonią usta, próbując zdławić szloch.
Jej oczy się otworzyły. Ona
żyje. O mój słodki Boże, ona żyje.
Kocham cię dziewczyno !! Ryczałam jak głupia od śmierci Pezz do tego rozdziału a tu nagle takie cos! Masakra! Poczułam się jak w bajce! *.*
OdpowiedzUsuńOmg wspaniałe! *.* Jejuu ty jednak posłuchałaś naszych licznych próśb ,myślałam ,że je olałaś a tu takie miłe zaskoczenie *.* Kocham cię *.*
OdpowiedzUsuńKURDE KURDE KURDE !!!! dziękuję w końcu <3 warto było tyle czekać <333 :*
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!! Dziękuje za to że ją uratowałaś!!!!!;)
OdpowiedzUsuńKurwa ja tu rydze a ty mi dobre zakończenie dajesz !!!!!!!
OdpowiedzUsuńCharlotte Malik
OMG tak bardzo ci Dziękuję. To wspaniały prezent! !!! KC
OdpowiedzUsuń