środa, 10 kwietnia 2013

Direction : Eighteen ♥

 witam słoneczka.x
rozdział trochę spóźniony, bo jeżdżę od poniedziałku
po lekarzach i nie miałam kiedy poprawić.
przepraszaam :)
dziś powinnam dodać pierwszy dodatek, więc wam to wynagrodzę.
ogólnie będzie ich 16, więc was zamęczę. :3
zapraszam do czytania i komentaowania!.x
______________________

Kilka dni później

~Harry~

Te kilka dni z pewnością było najdłuższymi kilkoma dniami, w moim prawie dziewiętnastoletnim życiu. Dziś mamy dwunasty grudnia, chyba jeden z najgorszych dni, zaraz po dniu, w którym Pezza od nas odeszła.

Dziś mamy ją pochować i nie zobaczyć już nigdy jej ciała. Jej samej. Zastanawiam się dlaczego to tak łatwo przechodzi mi przez gardło. Może już się z tym pogodziłem? Nie. Nigdy nie pogodzę się ze śmiercią osoby, którą tak bardzo kocham.

Delikatnie zapukałem w ciemno brązowe drzwi posiadłości Malika. Nabrałem powietrza, chcąc powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
-Witaj Hazz.-usłyszałem szept Danielle, która właśnie otworzyła mi drzwi.-Wejdź.
-Jak on się czuje?-spytałem również szeptem, po ucałowaniu policzka dziewczyny.
-Jest z nim źle, nie będę tego ukrywać.-westchnęła.-Boże, co ta dziewczyna z nim zrobiła. Tak bardzo go w sobie rozkochała, a teraz jej nie ma.-pokręciła głową w niedowierzaniu. To prawda. Perrie niesamowicie rozkochała w sobie Zayna, tak jak i on rozkochał ją w sobie. Mimo że byli dla siebie stworzeni, uważam że to ja powinienem znaleźć się na miejscu Mulata już dawno temu.-Całą noc płakał siedząc w pokoju dziewczynek i podśpiewywał im ulubione piosenki Perrie. Harry to było takie..takie...to musi go tak cholernie boleć.-zamknęła oczy.-Nie mogę już patrzeć jak cierpi. Jest moim przyjacielem, a ja nie mogę mu w żaden sposób pomóc. Nie chcę żeby zrobił coś głupiego jak ostatnimi czasy.
-Co?-uniosłem pytająco brew. Szatynka spojrzała na mnie z bólem w oczach i chwilę ilustrowała moją twarz.
-On się głodzi Hazz.-szepnęła drżąco.-I...i...wtedy gdy wróciliśmy ze szpitala, przedwczoraj, nie pozwolił wchodzić nikomu do jego sypialni, do ich garderoby, do..do łazienki. Nie pozwolił czegokolwiek dotykać. Wczoraj uderzył Nialla, gdy wszedł do sypialni ze świeżą koszulką, którą jak się okazało – wcześniej nosiła Perrie. Krzyczał, że nie ma prawa dotykać jej rzeczy, że ma się stąd wynieść i po prostu go uderzył. Podziwiam Nialla, że został tam z nim i szczerze porozmawiał. Zayn rozmawiał nawet z Liamem.-dodała.-I proszę nie komentuj niczego co ujrzysz w salonie, dobrze?-kiwnąłem głową na znak zgody, nie będąc pewnym czy mam się bać tego co tam zastanę, czy nie.

Powoli wszedłem za Dani do pomalowanego na idealnie biały kolor i stanąłem jak wryty. Spojrzałem w niedowierzaniu na Peazer.
-Nic nie mów, błagam.-mruknęła cichutko i podeszła do wściekle na mnie patrzącego Liama, by wziąć od niego małą – chyba – Nellie. Cóż, nie jestem jeszcze dobry w odróżnianiu bliźniaczek, a szczególnie bliźniaczek Malik.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zamknąłem oczy. Wciągnąłem zapach perfum Perrie do płuc i znów lekko uchyliłem powieki. Spojrzałem na wszystkie zdjęcia Zayna i Perrie, porozstawiane w każdym wolnym miejscu i poczułem pustkę. Totalna pustkę. Gdzieniegdzie było kilka innych, różniących się zdjęć Perrie z jej przyjaciółkami, mamą albo bratem. Zauważyłem nawet obłożone w różową ramkę zdjęcie jej i Niallera. Następne przedstawiało Louisego i przepiękną – jeszcze wtedy – blondynkę. Były też zdjęcia z gali, na której Zayn się jej oświadczył, albo z jakichś wycieczek po galerii handlowej z Eleanor, bądź Danielle. Zdziwiła mnie jednak fotografia, która kompletnie nie pasowała do pozostałych, gdzie stało więcej niż jedna osoba.
Zayn samotnie stojący pośród niesamowicie błękitnego nieba, w słońcu jeszcze bardziej opalającym jego ciemną karnację, na tle morza. W niesamowicie obcisłych rurkach, białym t-shircie i czarnych ray ban'ach na nosie. Białe bokserki od Calvina Claina wystawały poza linią spodni, a mokra koszulka opinała się na świetnie wyrzeźbionym torsie, Gdybym był homo, na pewno stwierdził bym, że jest pociągający – zwłaszcza na tym zdjęciu.
-To było jej ulubione zdjęcie.-usłyszałem cichutkie szeptanie.-Chcę by wzięła je ze sobą. Wszystkie te zdjęcia. Lubiła je.-zachrypnięty głos Zayna, dochodził do moich uszu, podczas gdy ja starałem się odwrócić do niego równie cicho, by go usłyszeć. Napotkałem jego pusty wzrok, wpatrujący się w ich wspólne zdjęcie. Pogładził jej papierową twarz kciukiem, uważając by jej nie uszkodzić w jakikolwiek sposób.-Nie chcę, żeby było jej smutno. Zaraz powinienem także dostać zdjęcia Nellie i Cherrie.-ilustrowałem jego zmęczoną twarz, na której pojawił się zarost, tym razem zbyt zaniedbany. Pod pięknymi oczyma zadomowiły się sine plamy, a kości policzkowe, jeszcze bardziej się uwydatniły.
-Zayn? Zayn skarbie gdzie jesteś?-usłyszałem głos mamy Zayna.-Debbie, mogę cię tu poprosić?-oh, błagam niech ta kobieta tu nie wchodzi. Nie, nie, nie..
-Witaj Harold.-uśmiechnęła się smutno, a ja oczarowany jej urodą odwzajemniłem uśmiech. O taaak, Patricia była gorąca. Bardzo.
-Witaj Trish.-przywitałem się, zerkając od razu na mamę Perrie, która od razu znalazła się obok niej. Okej, dwie gorące matki po czterdziestce obok siebie? Ja śnię?-Dzień dobry pani Edwards.-skinąłem głową.
-Cześć Harry.-zilustrowała mnie z lekkim uśmieszkiem.-Trish, kochanie w czym mogę ci pomóc?-zwróciła się do mamy Mulata, który z zamiarem wyjścia z salonu, ruszył w stronę schodów.
-Zayn zostań, proszę.-brunet odwrócił się i popatrzył na swoją rodzicielkę pytająco.-Debbie i ja jesteśmy przeciwne zabraniu dziewczynek na pog...
-Mamo!-warknął.
-Zayne, po prostu nie chcemy by się przeziębiły lub złapały niepotrzebnego wirusa.-ciepły głos Debbie był tak kojący dla uszu, że gdybym był jakimś kretynem na pewno bym jej uległ i przeleciał w pobliskiej toalecie.
-Debs ma rację, kochanie.-przytaknęła Trish.-Perrie na pewno by się z nami zgodziła.
-Ale jej tutaj nie ma!-krzyknął kipiąc z wściekłości.-Nie ma!-zauważyłem, że jego oczy natychmiast się zaszkliły.-Nie...ma.-szepnął i chowając twarz w dłonie opadł na schodki zanosząc się płaczem. Pani Malik podbiegła do niego i zagarnęła w uścisk, całując go w głowę. Zerknąłem odruchowo na Debbie stojącą w bezruchu.
-Pani Edwards?-uniosłem zaniepokojony brew. Nawet się nie odwróciła. Podszedłem do niej niepewnie i położyłem na jej piegowatym ramieniu dłoń. Wtedy na mnie spojrzała pełnymi łez oczyma.

Ból, pustka, strach.

To jedynie udało mi się odczytać z jej niebieskich soczewek przed wypłynięciem z nich miliona łez. Trzęsła się, zanosząc płaczek jak najciszej tylko mogła.
-Zayney?-jęknęła, a gdy chłopak przeniósł na nią swój pełen wszelkich emocji wzrok, rozłożyła szeroko ramiona wręcz błagając o uścisk z jego strony.-Błagam przytul mnie. Tak jak robiła to Pezzie. Proszę.-chłopak oderwał się od matki i po chwili zacisnął dłonie wokół sylwetki swojej niedoszłej teściowej mocno całując ją w czoło – tak jak robiła to Pezzie. Delikatnie pogładził materiał czarnej marynarki na jej plecach – tak jak zawsze to robiła Pezzie. Następnie owinął swoje wychudzone ramiona jeszcze mocniej, jeszcze ciaśniej i z większym uczuciem – tak jak to robiła Pezzie.

Płakali. Czuli ból. Straszną pustkę, a jednak mieli siebie. Wspierali się będąc dla siebie praktycznie obcymi ludźmi. Z innych domów, innych miast, innych rodów. Łączyła ich tylko ta sama kobieta – jej córka, a jego narzeczona, jego świat, największy diament, najcenniejsza rzecz jaką sobie bezwstydnie przywłaszczył spod jej ramion. Oboje ją kochali, była dla nich najważniejsza, teraz jej nie było. Krajało mi się serce widząc ten obraz, a gdy dołączyła do nich Patricia, kompletnie się rozkleiłem. Wiem, jestem beksą, ale nie mogłem teraz nie dać upustu emocjom jakie mną w środku targały i rozrywały od środka moje cholerne, Stylesowe serce. Bo mimo wszystko, nieważne jak wielkim chujem jestem – mam serce. Czasami zbyt aktywne, ale mam. I chętnie oddałbym je Perrie. Ale jest za późno. Nienawidzę tego słowa, kurwa.

~Zayn~

Niosąc w dłoni dwa niebieskie nosidełka, będąc ubranym w czarny płaszcz, czarne rurki i mając pod szyją równie ciemny szalik, kroczyłem chodnikiem na ponury, zasypany śniegiem cmentarz. Obok mnie szły dwie najważniejsze zaraz po Perrie i naszych córkach, kobiety – moja mama i mama Perrie. Obie były mi niesamowicie bliskie. Kochałem je jednakowo, były cudownymi matkami gdy nas rodziły, gdy wcześniej się spotykaliśmy i gdy całkiem niespodziewanie zapragnęliśmy założyć pokręconą, ale kochającą się rodzinę Malik.
To prawda – nie pozbierałem się po jej śmierci, mimo iż minęło od niej kilka dni, ale nie pozbieram jutro, za tydzień, miesiąc czy rok. To zbyt boli. Każde drobne ruchy naszych skrzatów przypominają mi o niej. O jej zawsze dopisującym humorze, o nagłych zachciankach, które z wielkim uśmiechem na twarzy spełniałem o każdej porze. O jej relacjach z ludźmi – była taka kochana. Chciała dla wszystkich jak najlepiej, a fakt że sama własnowolnie poszła do człowieka, który ją tak zranił i potrafiła z nim porozmawiać, na dodatek stawiając się mi – był imponujący. Imponujące było żyć z taką kobietą. Ba! Mieć z nią dzieci, będące owocem niczego innego jak naszej miłości.
Wciąż miałem przed oczami jej uroczy uśmiech gdy podczas naszego spotkania, po tak wielkiej przerwie jaka nastąpiła w naszym związku mówiła mi - ' Witaj znowu pieprzony egoisto. Brakowało mi cię.' Widziałem jej przerażone spojrzenie gdy przedstawiałem jej swoich przyjaciół, podczas gdy i ja nim dla niej byłem. Wciąż pamiętam jej drżące wargi podczas naszego pierwszego pocałunku po odnalezieniu się w Londynie. Pamiętam jak łapczywie żądała jakiegokolwiek dotyku podczas naszej pierwszej w życiu, spędzonej razem nocy. Pamiętam jak wyzywała mnie od idiotów, pieprzonych kobieciarzy gdy balowałem podczas jej nieobecności w Bradford z największą zdzirą w szkole. Pamiętam jaka była nieśmiała na naszej pierwszej, szczeniackiej randce. Boże, ona miała wtedy czternaście lat, a ja odbiłem ją swojemu najlepszemu przyjacielowi!
Oh, ale to było nic. W końcu, to ja oberwałem za nią i za siebie od Ant'a. To było takie słodkie gdy następnie podeszła do niego i uderzyła tak mocno w twarz, że aż się zatoczył i upadł. Pamiętam ten dzień – to były dwa tygodnie przed jej piętnastymi urodzinami.
Na moment przystanąłem, zwracając tym uwagę obu matek.
-Co jest skarbie?-spytała cicho Debby, gładząc smukłą dłonią moje ramię.
-Za miesiąc skończę dwadzieścia lat...-zacząłem.-..i za miesiąc minie pięć lat, od naszego pierwszego spotkania.-szepnąłem cicho.-A jej nie będzie ze mną. Nie uczcimy tego dnia razem, wspominając nasze głupie ucieczki do Irlandii, wspólne nocowanie w lesie podczas gdy wy szukałyście nas po całym Bradford.-delikatnie uniosłem kąciki wyschniętych warg, przypominając sobie naszą pierwszą ucieczkę. Perrie od tamtej pory zażądał regularnych wypadów do Dublina, wstrętna istota. Przez nią musiałem znaleźć sobie pracę w pobliskiej restauracji by mieć pieniądze na bilet dla nas obojga. Była uparta, choć stawiała moje dobro na pierwszym miejscu. Nie ważne było czy krwawi jej palec, czy właśnie złamała nogę, albo oblała egzamin – liczyłem się ja. Za to ją kochałem, kocham i kochać będę.
-Mam nadzieję, że ty zdołasz przypilnować dziewczynki, żeby nie uciekały z domu tak często jak ty i Perrie.-moja mama posłała mi uśmiech i chwytając mocniej dłoń Safaa'y, cmoknęła mój policzek.
Nie chciałem by mama zabierała ze sobą Wali i Safie, ale te się uparły. Bardzo kochały Pezz i chciały mnie wspierać – zupełnie jak moja starsza siostrzyczka Doniya. Byłem wdzięczny Allahowi, że je teraz mam.
Najgorszy moment w życiu? Zdecydowanie śmierć ukochanej i chwila gdy stoję nad jej trumną, widząc jej przeraźliwie bladą twarz. Ile dałbym by otworzyła teraz swoje oczy, ukazując najpiękniejszy ocean na tym całym popieprzonym świecie, westchnąłem.
Leżała tam sama, z lekkim uśmiechem na pyzatej buzi, będącej zupełnym przeciwieństwem mojej. Schudłem, ale nie specjalnie – wierzcie mi. Po prostu brakuje mi tego jak Edwards budziła mnie każdego ranka słodkim pocałunkiem i prosiła o to bym zrobił jej naleśniki. Robiąc je, w międzyczasie je jadłem, a teraz...teraz nie ma jej, nie ma naleśników i nie ma jedzenia. Uzupełniałem płyny szklanką wody rano i wieczorem i to mi wystarczało.
Przez całą ceremonię pogrzebu wytrwale próbowałem nie rozkleić się widząc zupełnie martwe ciało dziewczyny, co mi ewidentnie nie wyszło. Gdy nadszedł czas na ostatnie pożegnanie, poczekałem aż wszyscy to zrobią, włączcie z niemile widzianym tu Stylesem. Myślałem, że szlag mnie trafi gdy złożył pocałunek na jej bladym policzku, tuż obok jej sinych ust. Liam chyba to zauważył bo poklepał moje ramie i posłał mi pocieszający uśmiech oferując swoje ręce do potrzymania bliźniaczek. Podziękowałem mu lekkim uśmiechem i odwróciłem się w stronę trumny. Zacisnąłem dłonie w pięści i powolnym krokiem ruszyłem w jej stronę. Uklęknąłem na obu kolanach, nie martwiąc się teraz spodniami od Karla Lagerfelda. Sięgnąłem dłonią do jej twarzy, przywołując wspomnienia składanych na niej pocałunków. Przejechałem drżącymi palcami po jej ramieniu, aż do samej dłoni, złączając po raz ostatni nasze dłonie. Nachyliłem się i ucałowałem skrawek szyi, porcelanowego lica i czoła.
-Błagam, napraw mnie.-szepnąłem snując nosem po linii jej szczęki.-Masz jeszcze czas, kochanie wróć do nas. Potrzebujemy cię.-na jej policzku znalazły się moje łzy, które natychmiast scałowałem. Delikatnie założyłem jej jasnoróżową grzywkę za uchu, przyozdobione moimi kolczykami. Lubiła mi je podkradać. A ja lubiłem ją w nich oglądać.
-Kocham Cię.-złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, rozkoszując się ostatni smakiem jej warg. Tak bardzo pragnąłem by go odwzajemniła. Chciałem splątać nasze języki w namiętnym tańcu, poczuć jej dłoń wplątaną w moje włosy.
Cmoknąłem jej usta ostatni raz i puszczając jej zimna dłoń, zilustrowałem jej twarz. Zamarłem gdy ciemne rzęsy zaczęły drżeć, a malinowe usta lekko się uchyliły. Moje serce zaczęło szybko bić, a oddech przyspieszać.
-Perrie?-szepnąłem zwracając tym uwagę obu mam, Danielle,El i chłopców.-Na Allaha.-moje ciało przeszedł dreszcz, uniemożliwiający mi jakikolwiek ruch.-Pezzie, tak, śmiało otwórz oczy. Jeszcze troszeczkę, proszę.-zachęciłem będąc pełnym nadziei.
-Zayne.-usłyszałem głos Safaa'y. Dziewczynka podeszła pode mnie, nie bacząc na protesty naszej matki. Przytuliła mnie mocno i przeniosła wzrok na moją narzeczoną.
-Mamusiu, ona się rusza.-oznajmiła z uśmiechem na twarzy.
-Safaa, skarbie to nie jest dobry moment na żarty.-zbeształa ją Trish.
-Ale mamusiu ona się poruszyła!-pisnęła.-Braciszku, prawda? Poruszyła się!-trąciła mnie pulchną rączką w ramię. Uśmiechnąłem się w jej stronę.-Zayney pocałuj ją! To jest bajka! Pocałuj ją, tak jak książę, Śpiącą Królewnę!-zaklaskała. Ilustrowałem wzrokiem jej pakistańską twarzyczkę i jeszcze raz spojrzałem na Pezz. Jej wargi drżały, a powieki mocno się zacisnęły.-Pocałuj ją Zizi.-lekko się ode mnie odsunęła. Zagryzłem wargę i nachyliłem się nad różowowłosą. Musnąłem jej suche usta, starając się uczynić nasz pocałunek dłuższym i pełnym uczucia. Uniosłem twarz i słowo daje – serce przestało mi bić.
-Perrie.-szepnąłem zatykając dłonią usta, próbując zdławić szloch.
Jej oczy się otworzyły. Ona żyje. O mój słodki Boże, ona żyje.




6 komentarzy:

  1. Kocham cię dziewczyno !! Ryczałam jak głupia od śmierci Pezz do tego rozdziału a tu nagle takie cos! Masakra! Poczułam się jak w bajce! *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg wspaniałe! *.* Jejuu ty jednak posłuchałaś naszych licznych próśb ,myślałam ,że je olałaś a tu takie miłe zaskoczenie *.* Kocham cię *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. KURDE KURDE KURDE !!!! dziękuję w końcu <3 warto było tyle czekać <333 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. KOCHAM CIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!! Dziękuje za to że ją uratowałaś!!!!!;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurwa ja tu rydze a ty mi dobre zakończenie dajesz !!!!!!!
    Charlotte Malik

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG tak bardzo ci Dziękuję. To wspaniały prezent! !!! KC

    OdpowiedzUsuń