heeej
Serduszka.x
tak jak
obiecałam, dodaję dziś rozdział.
Cieszy
mnie, że skomentowaliście wcześniejszy rozdział.
To wielka
radocha widzieć, że komuś się podoba to co piszę.
~~~
Okej, a
teraz to co lubię najbardziej, czyli 'co do rozdziału'.
Ekhm..nie
wiem czy wyszedł najlepiej, ale starałam się dobrze go napisać, a później
poprawić. Za wszelkie powtórzenia przepraszam.
1.Powiedzcie
szczerze, co wam się podoba, a co nie w zachowaniu Hazzy/Zayna.
Ostatnio pewna osoba na tumblr'ze napisała mi, że rozumie chamskie zachowanie
Zayna w stosunku do Harolda, bo ma do tego prawo. A jeśli o Stylesa to ma
wrażenie, że w jego zachowaniu jest coś podejrzanego. Najbardziej podpowiedział
jej głos, z którym 'gadał' Hazz. Hmm, a co wy myślicie?
2.Co
sądzicie o zachowaniu Pezzie w stosunku do Harolda?
Dobrze
zrobiła, tak szybko mu wybaczając?
~~~
Następny
rozdział dzisiaj wieczorkiem lub w niedzielę. Kocham was.x
do
napisania.xxX
~''...Jednak
oddaj tą krew. Najlepiej całą,
włączcie z
twoimi narządami i tym podłym sercem...''~
~
~Zayn~
-Proszę podać jej morfinę i podłączyć pod kroplówkę.
Natychmiast!-instruował pielęgniarki, doktor Skiners, podczas gdy ja i Harry
przenosiliśmy z wózka wyjącą z bólu Pezz. Ułożyliśmy ją na kozetce i
odsunęliśmy się od niej, pozwalając działać pielęgniarkom. Jedna z nich wbiła
wenflon w jej nadgarstek i podłączyła kroplówkę, a druga wstrzyknęła jej coś w
drugi.
-Mo-moje plecy!-krzyknęła przez płacz niebieskooka,
zwracając tym uwagę wszystkich obecnych
tu osób.-Boli! Zabierzcie te noże!-jej dłonie powędrowały na plecy i zaczęły
szarpać skórę. Zachowywała się jakby nie była sobą. -Zróbcie coś, one to we
mnie wbijają!-przerażony patrzyłem jak jej ciało wije się pod wpływem bólu,
jaki zadawały w tym momencie dwa maleństwa, które tak kochaliśmy. Nie
zastanawiając się nad niczym podbiegłem do niej i chwyciłem jej dłonie mocno
całując rozpalone czoło.
-Ona ma gorączkę!-powiadomiłem szybko kobietę obok,a ta
szybko przeniosła swoją dłoń na czoło Perrie. Wyjęła termometr elektryczny,
przyłożyła do jej twarzy, a po usłyszeniu charakterystycznego dla tego
przedmiotu 'klik', zerknęła na niego i wybałuszyła oczy.
-39 stopni! Proszę się od niej odsunąć!-krzyknęła na
mnie, automatycznie mnie odpychając. Odtrąciłem jej rękę i znów stanąłem obok
mojego maleństwa, łapiąc ją za ręce.-Proszę się odsunąć, albo zostanie pan
wyprowadzony przez ochronę!-zagroziła.
-Jestem ojcem dzieci i mam prawo tu być! Niech mi pani
nie mówi co mam robić! -spojrzałem na nią morderczym wzrokiem.
-Mówię po raz ostatni, proszę się odsunąć i to
natychmiast!
-Nigdzie się nie wybieram! Nie pozwolę jej cierpieć w
samotności!-poinformowałem wysoką, rudowłosą kobietę, a ta z mordem w oczach
spojrzała w stronę Hazzy i poprosiła go żeby mnie wyprowadził.-Chyba pani sobie
ze mnie kpi! Nie ruszam się stąd! Niech się pani lepiej zajmie nią, bo nic nie
zrobiliście odkąd tu jesteśmy!-wrzasnąłem na nią, a ta podskoczyła z
przerażenia.
-Doktorze, proszę wezwać ochronę, niech zabierze tego
pana z sali.-powiedziała do lekarza, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Witaj Zayn. Cześć Harry.-kiwnął w stronę Loczka, który
kiwnął w jego stronę głową.
-Witam panie Payne.-uścisnąłem jego dłoń.-Proszę
powiedzieć tej pani, że nie zostawię swojej narzeczonej w takim stanie samej,
bo nie chce mnie słuchać.-warknąłem w stronę rudej czterdziestolatki.
-Panno Peklers, proszę zbić jej szybko temperaturę,podać
znieczulenie i podłączyć do KTG. Ja się nim zajmę.-wściekła pokiwała jedynie
głową i szybko wróciła do wydanych jej poleceń.-Zayn, Harry proszę ze
mną.-poprosił. Harry spojrzał na Pers i wyszedł za panem Payne, a ja wręcz
przeciwnie. Stałem przy niej i patrzyłem co z nią robią. Co chwila podawały
jakieś co raz to nowe zastrzyki i mierzyły ponownie temperaturę.
-Zayn?-usłyszałem za sobą głos Harry'ego. Po chwili
poczułem dłoń na swoim ramieniu, od razu ją strąciłem. Loczek westchnął.-Zayn
musisz porozmawiać z Payne'm. Prosił żebyś przyszedł bo to ważne.-oznajmił mi,
a ja zerknąłem na niego i powróciłem wzrokiem do zalanej łzami,
niekontaktującej, Pers. Podszedłem do niej, pocałowałem drgające wargi i
wyminąłem Styles'a, który pobiegł za mną.-Ostatni gabinet po prawej stronie.
Idź wzdłuż korytarza.-powiedział i usiadł na krześle pod salą.
~~~
Wszedłem bez pukania do gabinetu Payne'a. Usłyszałem
tylko strzępek rozmowy, ale słowo daję – serce przestało mi chwilowo bić.
'Jej serce może tego nie wytrzymać.'
Te słowa wirowały mi w głowie, dopóki Skiners nie wyszedł
posyłając mi współczującego spojrzenia i nie podszedł do mnie tata Liam'a by
potrząsnąć moimi ramionami. Spojrzałem przerażony w jego czekoladowe tak bardzo
znane mi oczy.
-Jak to jej serce możenie wytrzymać?-jęknąłem będąc
bliski płaczu.-Niech pan powie, że to nie prawda.
-Nie chcę cię okłamywać Zayn.-westchnął i poprosił, żebym
usiadł.-Będę z tobą szczery.-zilustrował moją twarz.-Jest źle, nawet bardzo
źle. Nie wiem czy Perrie będzie tak silna by urodzić dwoje dzieci. Są idealnie
ułożone, ale istnieje ryzyko, że zabraknie jej sił, rozumiesz? Od początku
Devine mówił wam, że przy porodzie mogą być komplikacje, a wy to
zaakceptowaliście. Skurcze Perrie, są strasznie bolesna i dodatkowo powodują
ból kręgosłupa, który jej nie sprzyja. Musi być rozluźniona, a sam widziałeś co
się dzieje. Jeszcze ta gorączka.-potrząsnął głową. Widać było, że mimo mojej
kłótni z Li, przejmował się stanem Edwards. Kochany człowiek. Zupełnie
jak..Liaś. Liaś kiedyś.-Ona nawet nie wie co się wokół niej dzieje.
Pielęgniarki podadzą jej znieczulenie i pójdziesz do niej, spróbujesz ją
uspokoić. Potrzebuje cię teraz tak samo jak maleństwa.-kiwnąłem głową, nie
mogąc uwierzyć w jego słowa.-Potrzebna jest też dla niej krew. Tak na wszelki
wypadek. 0Rh-, jeśli się nie mylę?-zerknął w dokumenty i historię ciąży.
-Tak.-szepnąłem, będąc w zupełnie innym świecie. Uh,
uwierzcie, że chciałbym. Najlepiej w świecie tych dennych kucyków, które
uwielbia Pellie*.
-To rzadka krew, miejmy nadzieję, że mama Perrie na nic
nie choruje.
-Zaraz zadzwonię do jej matki, powinna być do czterech
godzin w szpitalu. Ta pogoda wszystko spowalnia.(dla jasności – u nich jest
grudzień.) Ale na pewno odda tyle
krwi ile będzie trzeba.-wstałem prędko z krzesła i wyjąłem telefon z
kieszeni.
-To zbyt długo.-Odwróciłem się do niego z zaszklonymi
oczyma.-My za cztery godziny to będziemy
z nią na porodówce walczyć o życie jej i dzieci. Postaraj się ją ściągnąć
szybciej i ....-wyszedłem z gabinetu nie chcąc dalszych instrukcji, które
miałem chcąc, nie chcąc wykonać. Trzasnąłem drzwiami i obsunąłem się na ziemie
po błękitnej ścianie, wybuchając spazmatycznym płaczem. Podciągnąłem kolna pod
brodę i schowałem twarz w dłonie. Momentalnie przed oczami pojawiły mi się obrazy
rodzącej Pezzie, jej opadających po raz ostatni powiek, dwojga zakrwawionych
dzieci, które płakały i mnie. Zapłakanego, nieszczęśliwego, stojącego z dwoma
blondyneczkami w wieku maksymalnie czterech lat, nad nagrobkiem, na którym
widniało tak wiele znaczące dla mnie imię i nazwisko.
Perrie
Louise Edwards Malik.
~10.07.1993~
*~08.12.2012~*
Zmarła
oddając życie dwóm córkom.
'...-Tatusiu, a mamusi jeśt tam dobze?-spytała jedna z
nich patrząc na mnie ciemnymi oczkami. Była strasznie podobna do Edwards,
chociaż wymieniłbym w nich kolor moich oczu na ten od Pezz. Brakuje mi tego
połyskującego błękitu.
-Myślę, że tak skarbie.-powiedziałem.-Mamusia obserwuje
nas z góry i pilnuje razem z aniołkami ciebie, twojej siostrzyczki i mnie. Dba
żeby nam się nic nie stało.-usiadłem na trawie przed grobem, sadzając je sobie
na kolanach.
-To dobzie.-mruknęła druga tuląc się do mnie.-Wies
tatusiu, wujek Nejl mówił mi, ze mamusia zawse o ciebie dbała. Ze bajdzio cie
kocha i nas tes. Chciałabym zobaczyć mamusię.-jej słowa doprowadziły mnie do
łez. Mała od razu je zauważyła.-Ojej, dadi pseprasam. Nie ściałam zebyś
płakał.-przejęła się całując szybko mój policzek. Gdy widział, że jej słodki
całus nie działał, spojrzała na mnie smutnymi oczkami.-Dlacemu płaciesz?
-Po prostu tęsknie za mamusią.-spojrzałem w stronę
szarego zdjęcia blondynki znajdującego się w prawym rogu pomnika. Była taka
piękna.
-Nie płakaj. Zobac, mama nieściałaby, zebyś płakał. Wujek
Lui, mówił ze mama często mówiła ci ze jesteś ładni.-uśmiechnęła się druga, ukazując
dołeczki w policzkach i obdarzając mnie prześlicznym uśmiechem. Tak właśnie
uśmiechała się kobieta mojego życia.
-Neji ma jację. Więć nie płakaj psystojniaku.-obydwie
naraz cmoknęły moje policzki i zaśmiały się. Tak bardzo pomagały mi zapomnieć
po bólu i tęsknocie za Pezz.
-Kocham was.-zachichotałem przytulając je do siebie.
-A my i mamusia kochamy ciebie...'
Poczułem się jeszcze gorzej, mając świadomość, że śmierć
mojej ukochanej może mieć miejsce za kilka godzin, a ja za kilka lat będę
odwiedzał ją na cmentarzu z naszymi córkami. Na samą myśl o tym zadrżałem.
-Zayn co się stało?-spytał przejęty Styles.-Coś z Perrie?
Zayn? -pogładził moje drżące ramiona zgrabną dłonią.-Mów co się dzieje, Malik.
-On-ona może nie przeżyć porodu.-wyszlochałem, a chłopak
zamarł w bezruchu. Po kilku minutach zagarnął mnie do uścisku. Nie
protestowałem. Mimo że go nienawidzę, nie chciałem być teraz sam, zwłaszcza że
nie wiedziałem teraz gdzie jest Niall i Lou.-Może mieć siły by urodzić tylko
jedno dziecko. Drugie mo-może umrzeć razem z nią.-łkałem w jego czerwona
koszulę w kratę.
Czułem się bezpiecznie w jego ramionach. Styles był dla
mnie jak brat, ale to pieprzony skurwysyn, którego od roku mam ochotę
wykastrować na oczach całego Londynu i rzucić pod pociąg, żeby poczuł ból jaki
zadał Perrie.
-Będzie dobrze Zayn.-ułożył się obok mnie i kołysał
naszymi ciałami, tak jak zawsze gdy chciał mnie uspokoić.-Perrie jest silną
dziewczyną, da sobie radę. Dla ciebie, dla dziewczynek. Nie możesz pozwolić jej
przegrać, tu chodzi o jej życie Zayn. Życie jej i twoich córeczek, musicie
walczyć razem!-potrząsnął mną.
-Potrzebna jej krew już teraz, a jej matka jest w
Liverpoolu. Pieprzona 0Rh-! Czy to musi być tak rzadka krew?!-kląłem pod nosem,
co chwila nim pociągając. Nagle Harry zerwał się z płytek i ruszył w stronę
gabinetu pielęgniarek.-Harry, gdzie idziesz?-krzyknąłem za nim.
-Kretynie, ja mam 0Rh-!-uśmiechnął się.-Chodź Malik
idziemy ratować twoje szczęście.-momentalnie na moją twarz wstąpił szeroki
uśmiech i szybko się podnosząc dobiegłem do Styles'a i obaj zniknęliśmy za
drzwiami.
~Harry~
-Dobrze panie Styles, proszę usiąść.-niejaka panna
Hellien, westchnęła i zrobiła miejsce na krześle do pobierania krwi.
-Dziękuję, że się pani zgodziła. Swoją drogą do twarzy
pani w tym fartuszku.-mrugnąłem okiem do trzydziestki i posłałem jej słynny
uwodzicielski uśmiech le'Styles Uwodziciel. Poczułem kopnięcie w kostkę i
spojrzałem pytająco na bruneta.-
-Co ty wyprawiasz?-syknął, prawie nie słyszalnie.
-Spokojnie. Mam to pod kontrolą.-spojrzałem znów na dość,
ekhm..dobrze zbudowaną blondynkę i zagryzłem wargę.-Proszę pobrać jak najwięcej
się da, dobrze?
-Ależ panie Styles, to szalone!-machnęła ręką, w której
miała strzykawkę.-To ma być najzwyklejsze pobranie krwi, sam pan tak
powiedział.
~Kuś Styles, kuś.
-Może i tak było.-uniosłem brew i posłałem jej figlarny
uśmiech.-Ale zmieniłem zdanie. Proszę wziąć ile się da, jasne?
-Może pan przez to łatwo zasłabnąć. Jest pan na czczo od
siedmiu godzin.-ostrzegła.-I będzie pan musiał trafić na oddział.
-Trudno. Proszę kontynuować.-poleciłem wyciągając prawą
rękę ku niej.-No śmiało.-zachęciłem i zerknąłem na Malika.
-Harry ona ma rację.-powiedział nagle.-Mama Pezz, odda
krew, ty nie możesz się tak poświęcać. Najlepiej jedź do domu i pograj na
konsoli z Liamem. Masz swoje życie i swoje problemy.
-Więc nie wpierdalaj mi się w mój żywot.-warknąłem.-Jeśli
ci coś nie pasuje, drzwi są tam.-wskazałem ruchem głowy.
-Jesteś podłym skurwysynem.-wycedził.-Wiesz co? Jednak
oddaj tą krew. Najlepiej całą, włączcie z twoimi narządami i tym podłym sercem.
Byle bym nie musiał cię już oglądać.-w jego głosie było tyle jadu, że chyba
gdybym nie siedział teraz na tym szatańskim krześle to chyba bym mu przywalił.
Ale czego nie robi się dla ukochanej? Oddam tyle krwi ile będzie trzeba.
~Perrie~
-Panno Edwards?-głosy, które słyszałam pomagały mi
zorientować się gdzie jestem.-Słyszy nas pani?-powoli otwierałam oczy i
lustrowałam pomieszczenie, w którym się znajdowałam.-Co z nią?-kolejny głos
rozpoznałabym nawet na końcu świata. Zamknęłam oczy, próbując znieść
nieprzyjemne szczypanie w okolicach kręgosłupa.
-Zayn?-szepnęłam nie będąc zdolna, do powiedzenia niczego
głośniej.
-Spokojnie kochanie, jestem przy tobie.-poczułam jego
gładkie usta na swoim policzku, skroni i czole.
-Co się stało? Nie pamiętam nic co działo się po uścisku
z Harrym.-jęknęłam, odnajdując na oślep jego dłoń. Złapałam ją pewnie i
próbowałam ponownie otworzyć niebieskie oczy.-Dlaczego płakałeś Zaybear**?
-Bałem się o ciebie maleństwo.-uśmiechnął się lekko,
widziałam jednak, że był to udawany uśmiech.-To było straszne, to jak wiłaś się
na tym łóżku, jak krzyczałaś.-westchnął.-W dodatku kazali mi wyjść i zostawić
cię samą. Ale teraz wszystko będzie dobrze.-ucałował mnie w dłoń.-Nie długo
zobaczymy dziewczynki i pojedziemy do domu. Razem, we czwórkę.
-Kocham cię Zayn.-powiedziałam, patrząc w jego wilgotne
brązowe oczy.-Bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też Pezzie, ja ciebie też.-pocałował mnie
delikatnie.
-Pani Edwards?-usłyszałam lekarza.
-Pani Malik.-poprawiłam, patrząc w oczy swojego
narzeczonego. Uśmiechnął się, a w jego czekoladowych oczkach zatańczyły
iskierki szczęścia.
-Panno Malik, jak się pani czuje?-zapytał, a ja
odwróciłam głowę w jego stronę.
-Dzień dobry panie Payne.-posłałam mu szczery
uśmiech.-Czuję się całkiem dobrze, ale troszkę mi słabo. I to mrowienie na
plecach, to niezbyt fajne.-jęknęłam.
-Widzę, że wraca nasza Perrie. Marudzenie, marudzenie i
jeszcze raz marudzenie.-zaśmiał się.-Podaliśmy pani środki znieczulające, będą
działać jeszcze około czterech do pięciu godzin, w tym czasie bardzo panią
proszę, niech się pani rozluźni. Na maksa, proszę robić co pani chce, ale w
granicach przyzwoitości.-mrugnął okiem, zmienił ustawienia kroplówki i wyszedł.
-To na co masz ochotę piękna?-zwrócił się do mnie Zayn.
-Na ciebie.-przyciągnęłam jego twarz i zatopiłam się w
jego wargach.
~trzy godziny później~
Znieczulenie chyba przestało działać. Dopadł mnie
straszny ból w dole pleców, jakby mnie ktoś rozrywał. Na szczęście Zayn pobiegł
szybko po pielęgniarki i dały mi znieczulenie. Skurcze były tak bolesne, że
myślałam, że nie wytrzymam. Wierciłam się na leżance, podpięta do KTG i
próbowałam znaleźć odpowiednią pozycję by choć trochę ból ustał. Pielęgniarka
co jakiś czas zwracała mi uwagę wpisując coś w jakieś papiery. Gdy głośno
wrzasnęłam, Zaybear chwycił mnie za dłoń i powoli podnosząc do pozycji
siedzącej przyciągnął mnie do siebie.
-Ściskaj mnie tak mocno, jak będzie boleć, dobrze?-spytał
całując mnie w czoło. Kiwnęłam głową i zaraz owinęłam ramiona wokół jego pasa.
Gdy skurcz ustał, uchyliłam powieki, które do tej pory zamykałam z początkiem
każdego następnego. Zaciągnęłam*** się zapachem jego perfum, które
dostał ode mnie na początku listopada. Uwielbiałam je, a Mulat specjalnie
wylewał na siebie litry tego specyfiku. Moja głowa spoczywała na piersi
Muzułmanina, a ja wsłuchiwałam się w jego spokojny oddech, dopóki nie poczułam
na czole czegoś mokrego. Szybko przeniosłam wzrok na jego twarz.
-Zizi, dlaczego płaczesz?-sięgnęłam dłonią do jego
policzka, ale nie zwrócił uwagi na mój oddech. Wciąż wpatrywał się w przestrzeń
przed nami.-ZayJ****, spójrz na mnie.-niechętnie schylił głowę ku dołowi, dając
mi możliwość spojrzenia w swoje mokre oczy.-Dlaczego płaczesz?
-Bo cierpisz, a ja nie mogę temu zaprzestać.-załkał,wtulając
twarz w moje włosy.
-To, że tu jesteś pomaga mi bardziej niż jakiekolwiek
znieczulenie.-wyszeptałam, pochłaniając większą ilość zapachu perfum niż
wcześniej.-Cieszę się, że jesteś tu ze mną.-to były ostatnie słowa jakie
powiedziałam przed silnym skurczem, głośnym krzykiem i usłyszeniu, że czas
rodzić. Lekarze przenieśli mnie na inne łóżko i szybkim krokiem wyprowadzili z
sali i skierowali się w stronę porodówki, przy której zdążyłam zauważyć Nialla,
Louisa, chodzącego z kąta w kąt Hazzę, Dani i Els.
-Mogę zabrać kogoś ze so-sobą?-spytałam gdy ból ustał na
tyle bym mogła coś powiedzieć.
-Tak, ktoś musi panią wspierać.-uśmiechnęła się uroczo
rudowłosa lekarka.-Kto to ma być?
-Mój narzeczony i tych dwóch.-wysapałam wskazując na Horana
i Stylesa.
-Nie możemy wziąć, aż trzech osób!-zaprotestowała.
-Tym bardziej Stylesa!-zainterweniował Zayn, trzymający
mnie cały czas za rękę.
-Chcę ich trzech, zdecydowałam o tym będąc w szpitalu i
tak ma być!-krzyknęłam,a dr.Payne kiwnął głową na znak zgody.
-Niall, Harry chodźcie!-powiadomił przestraszonych
nastolatków, którzy na siebie spojrzeli.-Dzieci nie będą na was czekać!-szybko
się zerwali, zrzucając z siebie płaszcze i podbiegli do mnie.
-Boże Księżniczko, jak ty wyglądasz.-rzucił zmartwiony Niall.
-Będzie dobrze mała.-Harry pogładził mnie po włosach z
wyraźną troską w oczach.
-Dajcie mi coś mocniejszego!-prosiłam lekarzy gdy
wjechaliśmy do pomieszczenia.-Błagam!
-Spokojnie, nic pani nie poczuje.-znów zostałam
przeniesiona na inne łóżko i na granicy piersi zasłonięta niebieskim
materiałem.
-Zayn pomóż mi.-rozpłakałam się.-To tak strasznie
boli.-brązowooki ścisnął moją dłoń, wokół której mocno zacisnęłam swoją,a drugą
gładził moje różowe włosy.
-Tak bardzo bym chciał. Wolałbym się z tobą zamienić, to
straszne widzieć cię jak cierpisz.-po jego policzku spłynęła łza, a zaraz za
nią kolejna i jeszcze jedna.
-Nie płacz Zayn.-otarłam jego
lico.-Przytul mnie, proszę.-chłopak natychmiast nachylił się nade mną bym mogła
zapleść ręce na jego karku.
___________________________________________
___________________________________________
*Pellie – w opowiadaniu Perrie&Niall
**Ugh! Wielbię nazywać tak Malika *_____*
*** W opowiadaniu Perrie posiada zmysł węchu, w
przeciwieństwie do tej prawdziwej Pezzy.
**** ZayJ <Zejdżej> – Zayn Javaad.
PROSZĘ O KOMENTARZE. <3
Zajebisty, mam nadzieję, że już będzie wszystko w pożądku, moim zdaniem Zayn ma pełne prawo by traktować tak Stylesa, w końcu nie wie dlaczego on się tak zachowuje, chociaż jakby się dowiedział mogłoby być gorzej. Harry - z jednej strony go rozumiem, bo Pezza zabrała mu przyjaciół, ale w końcu gdyby się tak nie zachowywał to is takiego by nie miało miejsca, zachowywał się dziwnie ty chłopak,a oni tak już mają. Perrie dobrze zrobiła, że do niego poszła i mam nadzieję,że dzięki temu powróci nasze stare 1D , a chłopaki się pogodzą i już nie będą sobie skakać do gardeł jak małe dzieci tylko sobie wszystko wyjaśnią, Boski rozdział, liczę że nowy będzie dzisiaj,życzę weny i przepraszam za wszstkie błędy, ale komenarz pisany przez table i na szybko ; DD
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ,przerosłaś moje oczekiwania! Mam nadzieję ,że Perrie urodzi bezproblemowo zdrowe dzieciątka :) A co do twoich pytań przed rozdziałem: Sądzę ,że Zayn ma prawo być zły na Harry'ego ,ale powinien trochę przystopować po tym ,jak oddał dużo krwi dla Pezz ,narażając w tym swoje zdrowie ,bo nie można w ciągu jednego razu oddawać tak dużo krwi ,więc naraził się. A co do Hazzy ,to powinien podjąć jakieś kroki ,by pogodzić się z Malikiem i poszanować miłość Zayna i Perrie <3 Chciałabym ,żeby całe 1D wreszcie się pogodziło i było tak jak powinno być :D
OdpowiedzUsuńpisz szybko ploseee <3<3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział z resztą jak zawsze :) Z kolejnym rozdziałaem lepiej piszesz. Nie mogę doczekac się nexta Kasia ;)
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie twoje opowiadanie, bo jest w nim Perrie. Mam nadzieje, ze pojawia sie tez inne dziewczyny, bo taki raz w calym opo jest za malo xd
Szczerze jestem za Zaynem i po czesci rozumiem jego zachowanie, ale Harrego nie moge momentami rozszyfrowac...
Czekam na nn i jesli mozesz to poinformuj mnie. Zapraszam tez do siebie:
stereo-soldier.blogspot.com
still-the-one-1d.blogspot.com
Pozdrawiam cieplutko i zycze weny:*