sobota, 16 marca 2013

Direction : Fourteen ♥



heeej Serduszka.x
tak jak obiecałam, dodaję dziś rozdział.
Cieszy mnie, że skomentowaliście wcześniejszy rozdział.
To wielka radocha widzieć, że komuś się podoba to co piszę.
~~~
Okej, a teraz to co lubię najbardziej, czyli 'co do rozdziału'.
Ekhm..nie wiem czy wyszedł najlepiej, ale starałam się dobrze go napisać, a później poprawić. Za wszelkie powtórzenia przepraszam.
1.Powiedzcie szczerze, co wam się podoba, a co nie w zachowaniu Hazzy/Zayna. Ostatnio pewna osoba na tumblr'ze napisała mi, że rozumie chamskie zachowanie Zayna w stosunku do Harolda, bo ma do tego prawo. A jeśli o Stylesa to ma wrażenie, że w jego zachowaniu jest coś podejrzanego. Najbardziej podpowiedział jej głos, z którym 'gadał' Hazz. Hmm, a co wy myślicie?
2.Co sądzicie o zachowaniu Pezzie w stosunku do Harolda?
Dobrze zrobiła, tak szybko mu wybaczając?
~~~
Następny rozdział dzisiaj wieczorkiem lub w niedzielę. Kocham was.x
do napisania.xxX

~''...Jednak oddaj tą krew. Najlepiej całą,

włączcie z twoimi narządami i tym podłym sercem...''~

~

~Zayn~

-Proszę podać jej morfinę i podłączyć pod kroplówkę. Natychmiast!-instruował pielęgniarki, doktor Skiners, podczas gdy ja i Harry przenosiliśmy z wózka wyjącą z bólu Pezz. Ułożyliśmy ją na kozetce i odsunęliśmy się od niej, pozwalając działać pielęgniarkom. Jedna z nich wbiła wenflon w jej nadgarstek i podłączyła kroplówkę, a druga wstrzyknęła jej coś w drugi.
-Mo-moje plecy!-krzyknęła przez płacz niebieskooka, zwracając tym uwagę wszystkich  obecnych tu osób.-Boli! Zabierzcie te noże!-jej dłonie powędrowały na plecy i zaczęły szarpać skórę. Zachowywała się jakby nie była sobą. -Zróbcie coś, one to we mnie wbijają!-przerażony patrzyłem jak jej ciało wije się pod wpływem bólu, jaki zadawały w tym momencie dwa maleństwa, które tak kochaliśmy. Nie zastanawiając się nad niczym podbiegłem do niej i chwyciłem jej dłonie mocno całując rozpalone czoło.
-Ona ma gorączkę!-powiadomiłem szybko kobietę obok,a ta szybko przeniosła swoją dłoń na czoło Perrie. Wyjęła termometr elektryczny, przyłożyła do jej twarzy, a po usłyszeniu charakterystycznego dla tego przedmiotu 'klik', zerknęła na niego i wybałuszyła oczy.
-39 stopni! Proszę się od niej odsunąć!-krzyknęła na mnie, automatycznie mnie odpychając. Odtrąciłem jej rękę i znów stanąłem obok mojego maleństwa, łapiąc ją za ręce.-Proszę się odsunąć, albo zostanie pan wyprowadzony przez ochronę!-zagroziła.
-Jestem ojcem dzieci i mam prawo tu być! Niech mi pani nie mówi co mam robić! -spojrzałem na nią morderczym wzrokiem.
-Mówię po raz ostatni, proszę się odsunąć i to natychmiast!
-Nigdzie się nie wybieram! Nie pozwolę jej cierpieć w samotności!-poinformowałem wysoką, rudowłosą kobietę, a ta z mordem w oczach spojrzała w stronę Hazzy i poprosiła go żeby mnie wyprowadził.-Chyba pani sobie ze mnie kpi! Nie ruszam się stąd! Niech się pani lepiej zajmie nią, bo nic nie zrobiliście odkąd tu jesteśmy!-wrzasnąłem na nią, a ta podskoczyła z przerażenia.
-Doktorze, proszę wezwać ochronę, niech zabierze tego pana z sali.-powiedziała do lekarza, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-Witaj Zayn. Cześć Harry.-kiwnął w stronę Loczka, który kiwnął w jego stronę głową.
-Witam panie Payne.-uścisnąłem jego dłoń.-Proszę powiedzieć tej pani, że nie zostawię swojej narzeczonej w takim stanie samej, bo nie chce mnie słuchać.-warknąłem w stronę rudej czterdziestolatki.
-Panno Peklers, proszę zbić jej szybko temperaturę,podać znieczulenie i podłączyć do KTG. Ja się nim zajmę.-wściekła pokiwała jedynie głową i szybko wróciła do wydanych jej poleceń.-Zayn, Harry proszę ze mną.-poprosił. Harry spojrzał na Pers i wyszedł za panem Payne, a ja wręcz przeciwnie. Stałem przy niej i patrzyłem co z nią robią. Co chwila podawały jakieś co raz to nowe zastrzyki i mierzyły ponownie temperaturę.
-Zayn?-usłyszałem za sobą głos Harry'ego. Po chwili poczułem dłoń na swoim ramieniu, od razu ją strąciłem. Loczek westchnął.-Zayn musisz porozmawiać z Payne'm. Prosił żebyś przyszedł bo to ważne.-oznajmił mi, a ja zerknąłem na niego i powróciłem wzrokiem do zalanej łzami, niekontaktującej, Pers. Podszedłem do niej, pocałowałem drgające wargi i wyminąłem Styles'a, który pobiegł za mną.-Ostatni gabinet po prawej stronie. Idź wzdłuż korytarza.-powiedział i usiadł na krześle pod salą.

~~~


Wszedłem bez pukania do gabinetu Payne'a. Usłyszałem tylko strzępek rozmowy, ale słowo daję – serce przestało mi chwilowo bić. 'Jej serce może tego nie wytrzymać.'
Te słowa wirowały mi w głowie, dopóki Skiners nie wyszedł posyłając mi współczującego spojrzenia i nie podszedł do mnie tata Liam'a by potrząsnąć moimi ramionami. Spojrzałem przerażony w jego czekoladowe tak bardzo znane mi oczy.
-Jak to jej serce możenie wytrzymać?-jęknąłem będąc bliski płaczu.-Niech pan powie, że to nie prawda.
-Nie chcę cię okłamywać Zayn.-westchnął i poprosił, żebym usiadł.-Będę z tobą szczery.-zilustrował moją twarz.-Jest źle, nawet bardzo źle. Nie wiem czy Perrie będzie tak silna by urodzić dwoje dzieci. Są idealnie ułożone, ale istnieje ryzyko, że zabraknie jej sił, rozumiesz? Od początku Devine mówił wam, że przy porodzie mogą być komplikacje, a wy to zaakceptowaliście. Skurcze Perrie, są strasznie bolesna i dodatkowo powodują ból kręgosłupa, który jej nie sprzyja. Musi być rozluźniona, a sam widziałeś co się dzieje. Jeszcze ta gorączka.-potrząsnął głową. Widać było, że mimo mojej kłótni z Li, przejmował się stanem Edwards. Kochany człowiek. Zupełnie jak..Liaś. Liaś kiedyś.-Ona nawet nie wie co się wokół niej dzieje. Pielęgniarki podadzą jej znieczulenie i pójdziesz do niej, spróbujesz ją uspokoić. Potrzebuje cię teraz tak samo jak maleństwa.-kiwnąłem głową, nie mogąc uwierzyć w jego słowa.-Potrzebna jest też dla niej krew. Tak na wszelki wypadek. 0Rh-, jeśli się nie mylę?-zerknął w dokumenty i historię ciąży.
-Tak.-szepnąłem, będąc w zupełnie innym świecie. Uh, uwierzcie, że chciałbym. Najlepiej w świecie tych dennych kucyków, które uwielbia Pellie*.
-To rzadka krew, miejmy nadzieję, że mama Perrie na nic nie choruje.
-Zaraz zadzwonię do jej matki, powinna być do czterech godzin w szpitalu. Ta pogoda wszystko spowalnia.(dla jasności – u nich jest grudzień.) Ale na pewno odda tyle  krwi ile będzie trzeba.-wstałem prędko z krzesła i wyjąłem telefon z kieszeni.
-To zbyt długo.-Odwróciłem się do niego z zaszklonymi oczyma.-My za cztery godziny to  będziemy z nią na porodówce walczyć o życie jej i dzieci. Postaraj się ją ściągnąć szybciej i ....-wyszedłem z gabinetu nie chcąc dalszych instrukcji, które miałem chcąc, nie chcąc wykonać. Trzasnąłem drzwiami i obsunąłem się na ziemie po błękitnej ścianie, wybuchając spazmatycznym płaczem. Podciągnąłem kolna pod brodę i schowałem twarz w dłonie. Momentalnie przed oczami pojawiły mi się obrazy rodzącej Pezzie, jej opadających po raz ostatni powiek, dwojga zakrwawionych dzieci, które płakały i mnie. Zapłakanego, nieszczęśliwego, stojącego z dwoma blondyneczkami w wieku maksymalnie czterech lat, nad nagrobkiem, na którym widniało tak wiele znaczące dla mnie imię i nazwisko.
Perrie Louise Edwards Malik.
~10.07.1993~
*~08.12.2012~*
Zmarła oddając życie dwóm córkom.

'...-Tatusiu, a mamusi jeśt tam dobze?-spytała jedna z nich patrząc na mnie ciemnymi oczkami. Była strasznie podobna do Edwards, chociaż wymieniłbym w nich kolor moich oczu na ten od Pezz. Brakuje mi tego połyskującego błękitu.
-Myślę, że tak skarbie.-powiedziałem.-Mamusia obserwuje nas z góry i pilnuje razem z aniołkami ciebie, twojej siostrzyczki i mnie. Dba żeby nam się nic nie stało.-usiadłem na trawie przed grobem, sadzając je sobie na kolanach.
-To dobzie.-mruknęła druga tuląc się do mnie.-Wies tatusiu, wujek Nejl mówił mi, ze mamusia zawse o ciebie dbała. Ze bajdzio cie kocha i nas tes. Chciałabym zobaczyć mamusię.-jej słowa doprowadziły mnie do łez. Mała od razu je zauważyła.-Ojej, dadi pseprasam. Nie ściałam zebyś płakał.-przejęła się całując szybko mój policzek. Gdy widział, że jej słodki całus nie działał, spojrzała na mnie smutnymi oczkami.-Dlacemu płaciesz?
-Po prostu tęsknie za mamusią.-spojrzałem w stronę szarego zdjęcia blondynki znajdującego się w prawym rogu pomnika. Była taka piękna.
-Nie płakaj. Zobac, mama nieściałaby, zebyś płakał. Wujek Lui, mówił ze mama często mówiła ci ze jesteś ładni.-uśmiechnęła się druga, ukazując dołeczki w policzkach i obdarzając mnie prześlicznym uśmiechem. Tak właśnie uśmiechała się kobieta mojego życia.
-Neji ma jację. Więć nie płakaj psystojniaku.-obydwie naraz cmoknęły moje policzki i zaśmiały się. Tak bardzo pomagały mi zapomnieć po bólu i tęsknocie za Pezz.
-Kocham was.-zachichotałem przytulając je do siebie.
-A my i mamusia kochamy ciebie...'

Poczułem się jeszcze gorzej, mając świadomość, że śmierć mojej ukochanej może mieć miejsce za kilka godzin, a ja za kilka lat będę odwiedzał ją na cmentarzu z naszymi córkami. Na samą myśl o tym zadrżałem.
-Zayn co się stało?-spytał przejęty Styles.-Coś z Perrie? Zayn? -pogładził moje drżące ramiona zgrabną dłonią.-Mów co się dzieje, Malik.
-On-ona może nie przeżyć porodu.-wyszlochałem, a chłopak zamarł w bezruchu. Po kilku minutach zagarnął mnie do uścisku. Nie protestowałem. Mimo że go nienawidzę, nie chciałem być teraz sam, zwłaszcza że nie wiedziałem teraz gdzie jest Niall i Lou.-Może mieć siły by urodzić tylko jedno dziecko. Drugie mo-może umrzeć razem z nią.-łkałem w jego czerwona koszulę w kratę.
Czułem się bezpiecznie w jego ramionach. Styles był dla mnie jak brat, ale to pieprzony skurwysyn, którego od roku mam ochotę wykastrować na oczach całego Londynu i rzucić pod pociąg, żeby poczuł ból jaki zadał Perrie.
-Będzie dobrze Zayn.-ułożył się obok mnie i kołysał naszymi ciałami, tak jak zawsze gdy chciał mnie uspokoić.-Perrie jest silną dziewczyną, da sobie radę. Dla ciebie, dla dziewczynek. Nie możesz pozwolić jej przegrać, tu chodzi o jej życie Zayn. Życie jej i twoich córeczek, musicie walczyć razem!-potrząsnął mną.
-Potrzebna jej krew już teraz, a jej matka jest w Liverpoolu. Pieprzona 0Rh-! Czy to musi być tak rzadka krew?!-kląłem pod nosem, co chwila nim pociągając. Nagle Harry zerwał się z płytek i ruszył w stronę gabinetu pielęgniarek.-Harry, gdzie idziesz?-krzyknąłem za nim.
-Kretynie, ja mam 0Rh-!-uśmiechnął się.-Chodź Malik idziemy ratować twoje szczęście.-momentalnie na moją twarz wstąpił szeroki uśmiech i szybko się podnosząc dobiegłem do Styles'a i obaj zniknęliśmy za drzwiami.


~Harry~

-Dobrze panie Styles, proszę usiąść.-niejaka panna Hellien, westchnęła i zrobiła miejsce na krześle do pobierania krwi.
-Dziękuję, że się pani zgodziła. Swoją drogą do twarzy pani w tym fartuszku.-mrugnąłem okiem do trzydziestki i posłałem jej słynny uwodzicielski uśmiech le'Styles Uwodziciel. Poczułem kopnięcie w kostkę i spojrzałem pytająco na bruneta.-
-Co ty wyprawiasz?-syknął, prawie nie słyszalnie.
-Spokojnie. Mam to pod kontrolą.-spojrzałem znów na dość, ekhm..dobrze zbudowaną blondynkę i zagryzłem wargę.-Proszę pobrać jak najwięcej się da, dobrze?
-Ależ panie Styles, to szalone!-machnęła ręką, w której miała strzykawkę.-To ma być najzwyklejsze pobranie krwi, sam pan tak powiedział.
~Kuś Styles, kuś.
-Może i tak było.-uniosłem brew i posłałem jej figlarny uśmiech.-Ale zmieniłem zdanie. Proszę wziąć ile się da, jasne?
-Może pan przez to łatwo zasłabnąć. Jest pan na czczo od siedmiu godzin.-ostrzegła.-I będzie pan musiał trafić na oddział.
-Trudno. Proszę kontynuować.-poleciłem wyciągając prawą rękę ku niej.-No śmiało.-zachęciłem i zerknąłem na Malika.
-Harry ona ma rację.-powiedział nagle.-Mama Pezz, odda krew, ty nie możesz się tak poświęcać. Najlepiej jedź do domu i pograj na konsoli z Liamem. Masz swoje życie i swoje problemy.
-Więc nie wpierdalaj mi się w mój żywot.-warknąłem.-Jeśli ci coś nie pasuje, drzwi są tam.-wskazałem ruchem głowy.
-Jesteś podłym skurwysynem.-wycedził.-Wiesz co? Jednak oddaj tą krew. Najlepiej całą, włączcie z twoimi narządami i tym podłym sercem. Byle bym nie musiał cię już oglądać.-w jego głosie było tyle jadu, że chyba gdybym nie siedział teraz na tym szatańskim krześle to chyba bym mu przywalił. Ale czego nie robi się dla ukochanej? Oddam tyle krwi ile będzie trzeba.

~Perrie~

-Panno Edwards?-głosy, które słyszałam pomagały mi zorientować się gdzie jestem.-Słyszy nas pani?-powoli otwierałam oczy i lustrowałam pomieszczenie, w którym się znajdowałam.-Co z nią?-kolejny głos rozpoznałabym nawet na końcu świata. Zamknęłam oczy, próbując znieść nieprzyjemne szczypanie w okolicach kręgosłupa.
-Zayn?-szepnęłam nie będąc zdolna, do powiedzenia niczego głośniej.
-Spokojnie kochanie, jestem przy tobie.-poczułam jego gładkie usta na swoim policzku, skroni i czole.
-Co się stało? Nie pamiętam nic co działo się po uścisku z Harrym.-jęknęłam, odnajdując na oślep jego dłoń. Złapałam ją pewnie i próbowałam ponownie otworzyć niebieskie oczy.-Dlaczego płakałeś Zaybear**?
-Bałem się o ciebie maleństwo.-uśmiechnął się lekko, widziałam jednak, że był to udawany uśmiech.-To było straszne, to jak wiłaś się na tym łóżku, jak krzyczałaś.-westchnął.-W dodatku kazali mi wyjść i zostawić cię samą. Ale teraz wszystko będzie dobrze.-ucałował mnie w dłoń.-Nie długo zobaczymy dziewczynki i pojedziemy do domu. Razem, we czwórkę.
-Kocham cię Zayn.-powiedziałam, patrząc w jego wilgotne brązowe oczy.-Bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też Pezzie, ja ciebie też.-pocałował mnie delikatnie.
-Pani Edwards?-usłyszałam lekarza.
-Pani Malik.-poprawiłam, patrząc w oczy swojego narzeczonego. Uśmiechnął się, a w jego czekoladowych oczkach zatańczyły iskierki szczęścia.
-Panno Malik, jak się pani czuje?-zapytał, a ja odwróciłam głowę w jego stronę.
-Dzień dobry panie Payne.-posłałam mu szczery uśmiech.-Czuję się całkiem dobrze, ale troszkę mi słabo. I to mrowienie na plecach, to niezbyt fajne.-jęknęłam.
-Widzę, że wraca nasza Perrie. Marudzenie, marudzenie i jeszcze raz marudzenie.-zaśmiał się.-Podaliśmy pani środki znieczulające, będą działać jeszcze około czterech do pięciu godzin, w tym czasie bardzo panią proszę, niech się pani rozluźni. Na maksa, proszę robić co pani chce, ale w granicach przyzwoitości.-mrugnął okiem, zmienił ustawienia kroplówki i wyszedł.
-To na co masz ochotę piękna?-zwrócił się do mnie Zayn.
-Na ciebie.-przyciągnęłam jego twarz i zatopiłam się w jego wargach.


~trzy godziny później~

Znieczulenie chyba przestało działać. Dopadł mnie straszny ból w dole pleców, jakby mnie ktoś rozrywał. Na szczęście Zayn pobiegł szybko po pielęgniarki i dały mi znieczulenie. Skurcze były tak bolesne, że myślałam, że nie wytrzymam. Wierciłam się na leżance, podpięta do KTG i próbowałam znaleźć odpowiednią pozycję by choć trochę ból ustał. Pielęgniarka co jakiś czas zwracała mi uwagę wpisując coś w jakieś papiery. Gdy głośno wrzasnęłam, Zaybear chwycił mnie za dłoń i powoli podnosząc do pozycji siedzącej przyciągnął mnie do siebie.
-Ściskaj mnie tak mocno, jak będzie boleć, dobrze?-spytał całując mnie w czoło. Kiwnęłam głową i zaraz owinęłam ramiona wokół jego pasa. Gdy skurcz ustał, uchyliłam powieki, które do tej pory zamykałam z początkiem każdego następnego. Zaciągnęłam*** się zapachem jego perfum, które dostał ode mnie na początku listopada. Uwielbiałam je, a Mulat specjalnie wylewał na siebie litry tego specyfiku. Moja głowa spoczywała na piersi Muzułmanina, a ja wsłuchiwałam się w jego spokojny oddech, dopóki nie poczułam na czole czegoś mokrego. Szybko przeniosłam wzrok na jego twarz.
-Zizi, dlaczego płaczesz?-sięgnęłam dłonią do jego policzka, ale nie zwrócił uwagi na mój oddech. Wciąż wpatrywał się w przestrzeń przed nami.-ZayJ****, spójrz na mnie.-niechętnie schylił głowę ku dołowi, dając mi możliwość spojrzenia w swoje mokre oczy.-Dlaczego płaczesz?
-Bo cierpisz, a ja nie mogę temu zaprzestać.-załkał,wtulając twarz w moje włosy.
-To, że tu jesteś pomaga mi bardziej niż jakiekolwiek znieczulenie.-wyszeptałam, pochłaniając większą ilość zapachu perfum niż wcześniej.-Cieszę się, że jesteś tu ze mną.-to były ostatnie słowa jakie powiedziałam przed silnym skurczem, głośnym krzykiem i usłyszeniu, że czas rodzić. Lekarze przenieśli mnie na inne łóżko i szybkim krokiem wyprowadzili z sali i skierowali się w stronę porodówki, przy której zdążyłam zauważyć Nialla, Louisa, chodzącego z kąta w kąt Hazzę, Dani i Els.
-Mogę zabrać kogoś ze so-sobą?-spytałam gdy ból ustał na tyle bym mogła coś powiedzieć.
-Tak, ktoś musi panią wspierać.-uśmiechnęła się uroczo rudowłosa lekarka.-Kto to ma być?
-Mój narzeczony i tych dwóch.-wysapałam wskazując na Horana i Stylesa.
-Nie możemy wziąć, aż trzech osób!-zaprotestowała.
-Tym bardziej Stylesa!-zainterweniował Zayn, trzymający mnie cały czas za rękę.
-Chcę ich trzech, zdecydowałam o tym będąc w szpitalu i tak ma być!-krzyknęłam,a dr.Payne kiwnął głową na znak zgody.
-Niall, Harry chodźcie!-powiadomił przestraszonych nastolatków, którzy na siebie spojrzeli.-Dzieci nie będą na was czekać!-szybko się zerwali, zrzucając z siebie płaszcze i podbiegli do mnie.
-Boże Księżniczko, jak ty wyglądasz.-rzucił zmartwiony Niall.
-Będzie dobrze mała.-Harry pogładził mnie po włosach z wyraźną troską w oczach.
-Dajcie mi coś mocniejszego!-prosiłam lekarzy gdy wjechaliśmy do pomieszczenia.-Błagam!
-Spokojnie, nic pani nie poczuje.-znów zostałam przeniesiona na inne łóżko i na granicy piersi zasłonięta niebieskim materiałem.
-Zayn pomóż mi.-rozpłakałam się.-To tak strasznie boli.-brązowooki ścisnął moją dłoń, wokół której mocno zacisnęłam swoją,a drugą gładził moje różowe włosy.
-Tak bardzo bym chciał. Wolałbym się z tobą zamienić, to straszne widzieć cię jak cierpisz.-po jego policzku spłynęła łza, a zaraz za nią kolejna i jeszcze jedna.
-Nie płacz Zayn.-otarłam jego lico.-Przytul mnie, proszę.-chłopak natychmiast nachylił się nade mną bym mogła zapleść ręce na jego karku.
___________________________________________
*Pellie – w opowiadaniu Perrie&Niall
**Ugh! Wielbię nazywać tak Malika *_____*
*** W opowiadaniu Perrie posiada zmysł węchu, w przeciwieństwie do tej prawdziwej Pezzy.
**** ZayJ <Zejdżej> – Zayn Javaad.

PROSZĘ O KOMENTARZE. <3

5 komentarzy:

  1. Zajebisty, mam nadzieję, że już będzie wszystko w pożądku, moim zdaniem Zayn ma pełne prawo by traktować tak Stylesa, w końcu nie wie dlaczego on się tak zachowuje, chociaż jakby się dowiedział mogłoby być gorzej. Harry - z jednej strony go rozumiem, bo Pezza zabrała mu przyjaciół, ale w końcu gdyby się tak nie zachowywał to is takiego by nie miało miejsca, zachowywał się dziwnie ty chłopak,a oni tak już mają. Perrie dobrze zrobiła, że do niego poszła i mam nadzieję,że dzięki temu powróci nasze stare 1D , a chłopaki się pogodzą i już nie będą sobie skakać do gardeł jak małe dzieci tylko sobie wszystko wyjaśnią, Boski rozdział, liczę że nowy będzie dzisiaj,życzę weny i przepraszam za wszstkie błędy, ale komenarz pisany przez table i na szybko ; DD

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny ,przerosłaś moje oczekiwania! Mam nadzieję ,że Perrie urodzi bezproblemowo zdrowe dzieciątka :) A co do twoich pytań przed rozdziałem: Sądzę ,że Zayn ma prawo być zły na Harry'ego ,ale powinien trochę przystopować po tym ,jak oddał dużo krwi dla Pezz ,narażając w tym swoje zdrowie ,bo nie można w ciągu jednego razu oddawać tak dużo krwi ,więc naraził się. A co do Hazzy ,to powinien podjąć jakieś kroki ,by pogodzić się z Malikiem i poszanować miłość Zayna i Perrie <3 Chciałabym ,żeby całe 1D wreszcie się pogodziło i było tak jak powinno być :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział z resztą jak zawsze :) Z kolejnym rozdziałaem lepiej piszesz. Nie mogę doczekac się nexta Kasia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny rozdzial:)
    Podoba mi sie twoje opowiadanie, bo jest w nim Perrie. Mam nadzieje, ze pojawia sie tez inne dziewczyny, bo taki raz w calym opo jest za malo xd
    Szczerze jestem za Zaynem i po czesci rozumiem jego zachowanie, ale Harrego nie moge momentami rozszyfrowac...
    Czekam na nn i jesli mozesz to poinformuj mnie. Zapraszam tez do siebie:

    stereo-soldier.blogspot.com
    still-the-one-1d.blogspot.com

    Pozdrawiam cieplutko i zycze weny:*

    OdpowiedzUsuń