*listening*
~Perrie~
Nigdy nie myślałam, że w wieku
dwudziestu dwóch lat, skończę przywiązana do krzesła liną.
Grubą, zdzierającą moją skórę. Jak w filmie. Brrrr.
Zayn siedział naprzeciwko mnie. Spał.
Nie widziałam jego twarzy, bo pod wpływem ciężaru jego głowa
opadła ku do dołowi. Na odsłoniętych ramionach, z których
ochroniarze Jacksona zdjęli jego kurtkę, malowała się ogromna
ilość siniaków. Całe ramiona od kilku godzin pokryty były gęsią
skórką. Było mu zimno, dosłownie trząsł się z zimna. Nie
mogłam tego tak zostawić.
-Jackson!-krzyknęłam z całych sił,
budząc przy tym Zayna, który posłał mi zaraz przestraszone
spojrzenie.-Jackson!-krzyknęłam ponownie.
Ciche trzaśnięcie drzwiami pozwoliło
mi się uspokoić. Szedł do nas.
-Słucham cię, Maleńka?-uśmiechnął
się, stając przede mną.
-Zaynowi jest zimno, możesz mu oddać
kurtkę, proszę?-zapytałam niepewnie. Bałam się jego i jego
reakcji. Równie dobrze mógł pobić Zayna, nawet nie zaszczycając
mnie spojrzeniem.
Przez chwilę ilustrował moją twarz,
ale posłusznie poszedł do pomieszczenia obok i zaraz zarzucał na
ramiona mojego męża, jego czarną skórę.
-Coś jeszcze, Kotku?-uniósł pytająco
brew.
-Czy mogę zobaczyć Danielle i
Harry'ego?
-Nic im nie jest, jeśli o to ci
chodzi.-powiedział, patrząc na mnie.
-Czy mogę ich
zobaczyć?-powtórzyłam.-Chcę porozmawiać z Danielle. Ona jest w
ciąży, może czegoś potrzebować. Proszę cię, Jackson.
-To ostatnia rzecz, o którą mnie
prosisz, Perrie. Nie jestem twoją służącą.-warknął,
rozplątując moje sznury. Syknęłam gdy szarpnął za linę,
ocierając przy tym moją skórę.
-Dziękuję.-mruknęłam. Wiedziałam,
że denerwowanie go jest nie na miejscu. Lepiej tego nie robić. Dla
dobra Zayna.
Szłam ciemnym, wilgotnym korytarzem
oświetlonym jedną, migającą żarówką. Jackson szedł u mego
boku trzymając w uścisku moje ramie. Nie wiem czy bał się, że mu
ucieknę - chociaż nie mam pojęcia jak miałabym to zrobić – czy
może tego, że wyciągnę zza jego paska broń i go postrzelę. Nie
wiem. Nie mam pojęcia.
-Masz dziesięć minut Edwards, ani
minuty dłużej.-warknął Jackson otwierając przede mną stare,
skrzypiące drzwi.
Niepewnie weszłam do środka i od razu
się rozejrzałam. Pokój był obskurny i śmierdziało w nim
wilgocią, nie miałam pojęcia jak Danielle i Hazz tyle tutaj
wytrzymali. Na samym końcu pomieszczenia, w prawym kącie leżał
Harry. Bez zastanowienia do niego podbiegłam i uklęknęłam.
-Harry? Harry, skarbie?-poruszyłam
jego ramieniem, gdy układałam jego głowę na swoich kolanach.
Przeczesałam palcami jego gęste włosy i przejechałam dłonią po
umazanym czerwoną cieczą policzku.-Słodki Boże, Harry...
-On jest chyba nieprzytomny
Perrie...-usłyszałam zza siebie cichy głosik i natychmiast się
odwróciłam. Zobaczyłam siedzącą na krześle Danielle. Jej dłonie
zwisały wzdłuż krzesła, do którego były przywiązane,
nadgarstki były już wyraźnie zaczerwienione.
Szybko zdjęłam ze swoich ramion
kurtkę i ułożyłam na podłodze, pod głową Harry'ego.
Już po chwili byłam przy Danielle i
rozwiązywałam liny na jej nadgarstkach. Gdy więzy upadły na mokrą
podłogę, zagarnęłam ja do uścisku.
-Danielle, tak bardzo mi przykro. Tak
bardzo cię przepraszam. Przepraszam za to, że tu jesteś. Nie
zasłużyłaś na to..
-Perrie, dobrze wiesz, że to nie twoja
wina. To nie jest niczyja wina.-powiedziała Dan. Jej dłonie
zacisnęły się na materiale mojej bluzki, a twarz wtuliła w
szyję.-Najważniejsze jest to, żebyśmy jak najszybciej wrócili do
domu i żeby nikomu nic się nie stało.
-Wiem Dani.-westchnęłam lekko się od
niej odsuwając.-Ja i Zayn jesteśmy razem, więc w razie potrzeby
damy sobie radę. Ale co z wami? Co z tobą i maleństwem?-zapytałam
układając dłoń na jej, już wypukłym brzuchu.-Co z
Harry'm?-zerknęłam na mężczyznę.
-Mi i dziecku nic nie zrobią. Oni po
prostu mnie straszą, Pezz. Harry... Harry obrywa, bo zawsze staje w
mojej obronie. Zawsze dorzuca swoje trzy grosze. Wczoraj... prawie
złamali mu rękę.-popatrzyła na mnie smutnymi oczami. -Harry
krzyczał i wił się z bólu, a ja nic nie mogłam zrobić. Nic
Perrie. Czuję się z tym beznadziejnie. On ryzykuje dla mnie własne
zdrowie, obrywa również za mnie, a ja tylko tu siedzę i...
i...-głos Payne się załamał, a dziewczyna wybuchnęła płaczem.
Przysunęłam ją bliżej swojej piersi i mocno przytuliłam.
-Harry jest dobrym człowiekiem. Kocha
nas wszystkich jak swoją rodzinę. Dla niego nie ważny jest ten
chory konflikt między nim, a Zaynem. Chce o nas dbać i jest w
stanie wiele poświęcić, Dani. On... on czuje się za nas
odpowiedzialny. Jest po prostu sam i brak mu bliskości. Chce o kogoś
zawalczyć, chce czuć że ma o kogo i po co. Harry wie ile znaczysz
dla Liama, dlatego chce zapewnić ci opiekę, bo traktuje Liama jak
brata.
-Ja to wszystko wiem Perrie. I
rozumiem, naprawdę rozumiem, ale nie mogę patrzeć na to jak
cierpi. Nie zasłużył na to...
-Zasłużyłem. Zasłużyłem jak nikt
inny, Danielle..-przerwał nagle ochrypły głos Stylesa, a moje
ciało przeszedł dreszcz. Ten głos...
-Harry...-odsunęłam się od brunetki
i znów znalazłam się przy Loczku. Objęłam jego ciało i
ucałowałam jego czoło. Poczułam jak jego ramiona słabo owijają
się wokół moich pleców i automatycznie wzmocniłam swój uścisk.
-Wszystko z tobą w porządku,
Pers?-wyszeptał.-Z tobą? Z Zaynem?
-Tak, tak, wszystko w porządku, Harry.
I ze mną i z Zaynem.-szybko odpowiedziałam.-Za to z tobą nie jest
najlepiej, co? Harry Bohater Styles?-zachichotałam, lekko się
uśmiechając.
-Gdybym powiedziała mi, że kiedyś będziemy tutaj razem, to wolałbym zostać odludkiem i zamieszkać tysiące kilometrów od was, byle by was nie narazić na niebezpieczeństwo.
-Co ty gadasz Harry?-niosłam pytająco brew.-To nie jest ani twoja wina, że tutaj jesteśmy. Jackson jest chory, jest zazdrosny o mnie, o moje szczęście o rodzi...
-Nie potrafię dłużej cię okłamywać Perrie...-przerwał mi patrząc w moje oczy.
-O czym ty mów...
-Jesteśmy tutaj przeze mnie. Przeze mnie, rozumiesz?
-Hazz ja...
-Kocham cię Perrie.-krzyknął, a ja mimowolnie się wzdrygnęłam.-Kocham. Tak jak Zayn kocha ciebie, tak jak ty kochasz Zayna. Kocham cię tak mocno jak Liam kocha Danielle.-mówił, a jego oczy z każdym słowem szkliły się coraz bardziej, podczas gdy ja patrzyłam na niego jak na człowieka z innej planety.-Kocham Cię odkąd po raz pierwszy weszłaś od naszego domu. Zakochałem się w twoim spojrzeniu. Zakochałem się w twoim uśmiechu, w twoich bzdurnych przesądach i głupich przyzwyczajeniach. Gdybym dostrzegł cię u mego boku w moim życiu wcześniej wtedy mógłbym być teraz na miejscu Zayna. Wtedy czułbym, że nie jestem sam. Zrozumiałem, że żeby żyć muszę chwytać dzień. Wstać by biec, bo to że istnieję nie znaczy, że żyję. Wziąłem się w garść i chcę was odzyskać Perrie, całą rodzinę. Wierzę, że tak będzie. W końcu, musi tak być. Gdybym nie był teraz sobą i miał kogoś obok, kogoś kogo kocham, kto kocha mnie, na pewno bym nie zwątpił. Nie byłabyś tutaj ani ty, ani Zayn, ani Danielle. Wszystko byłoby idealne. Ty przy Zaynie i dzieciach, Danielle przy Liamie i April, Louis nie leżałby w szpitalu, a ja... byłbym z moją ukochaną... Ale tak nie jest. Nigdy nie będzie. Nie ma osoby, która by cię zastąpiła.-po jego policzku spłynęła łza, gdy moje serce zaczęło bić mocniej. To nie dzieje się naprawdę...
-Tak bardzo cię kocham, Perrie. Tak bardzo chciałbym być na miejscu Zayna, na miejscu Cherrie, Nellie. Nawet nie masz pojęcia jak o tym marzę. By być obok ciebie, budzić się przy tobie każdego ranka, robić ci śniadanie, sprawiać że uśmiechniesz się przez zwykłe błahostki.-mówił, a ja w środku pękałam na miliony kawałeczków.
-Chciałbym...-pociągnął nosem.-Chciałbym być zwycięzcą własnego życia. Chciałbym byś nagrodą była ty. No jedyne o czym marzę. Nic więcej nie jest mi do szczęścia potrzebne... Jest we mnie tyle słów, tyle snów, tyle łez, tak wiele chwil i ciepła, którym chciałbym się z tobą podzielić. Ale ja...-zaszlochał.-Ja po prostu nie mogę, to fizycznie nie możliwe. By uszczęśliwić siebie, musiałbym skrzywdzić ciebie, a nie potrafię tego zrobić. Nie mógłbym nawet... Wiem, że mi tego nie wybaczysz Perrie, ale nie chcę byś była nieświadoma tego, że...-jego monolog przerwał głośny huk i donośny głos Levine'a.
-Styles! Ty pierdolona, dwulicowa suko!-warknął idąc w naszą stronę.
Co się dzieję, jasna cholera, co się dzieję?
_________________________________________________________
przepraszam za długą nieobecność i zapraszam na nowego bloga, tym razem o Niallu, ale tradycyjnie z Zerrie w tle ----> IT JUST A SEX oraz prześwietnego bloga o Zerrie autorstwa @ImAfraidOfLife1 -----------> ZERRIE LOVE. Dla zainteresowanych FF o Larrym, mam do zaproponowania bloga JUST LOVE ME.
Chciałabym także was poinformować, że to jest MÓJ blog, JA go piszę i będę w nim umieszczała co tylko chcę. Nawet nieistniejące siostry Eleanor. FANFICTION to FIKCJA FANA, więc nie rozumiem waszej dramy.
A co do komentarza z wyzwiskami na Perrie - DROGI ANONIMKU! NIKT CIE TUTAJ NIE ZAPRASZAŁ I NIKT NIE KAZAŁ CI CZYTAĆ TEGO FF. NIE ŻYCZĘ SOBIE BYŚ WYZYWAŁ PERRIE, NIE MAJĄC NAWET PODSTAW. NIKT NIE JEST DLA ZAYNA TAK IDEALNY JAK ONA. CHCE SPĘDZIĆ RESZTĘ ŻYCIA WŁAŚNIE Z NIĄ. TO ONA GO USZCZĘŚLIWIA I TO ONA SPRAWIA, ŻE NA JEGO TWARZY POJAWIA SIĘ UŚMIECH. WŁAŚNIE TAKI TWÓJ IDIOTYCZNY KOMENTARZ SPRAWIA, ŻE JEST SMUTNY, WIĘC RACZ OGARNĄĆ SWOJĄ DUPĘ I - WYBACZ, ŻE W TAKI SPOSÓB TO MÓWIĘ, ALE - WYPIERDALAJ Z MOJEGO BLOGA, BO NIKT NIE POTRZEBUJE TUTAJ HEJTERA PERRIE. :))))
Dziękuję za komentarze pod wcześniejszym rozdziałem. Ilysm! ♥
Nie mialas kiedy urwać ? :o Wyznanie Harry'ego boże *_* nie wiem co powiedzieć rozdzial boski czekam na nn ;)) i jeszcze raz dziekuje ci za udostępnienie bloga
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Już myślałam ,że nie wrócisz na tego bloga ,tak długo cię nie było.. Cieszę się ,że coś dodałaś i kiedy można liczyć na następny? Bo już nie mogę znieść tego specyficznego urywania w najciekawszych momentach! To już chyba zostanie dla mnie twoim znakiem rozpoznawczym xd A tak w ogóle to cieszmy się z zaręczyn Zerrie! Yaaay! *.*
OdpowiedzUsuńKocham Kocham Kocham <3
OdpowiedzUsuńkiedy nastepny rozdział
OdpowiedzUsuńKocham dalej dalej dalej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie dalej plis!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń