czeeeeeeeeeeść :3
dodaję wam dzisiaj rozdział, pisałam go w niecałą godzinę, bo mnie wena dorwała.
byłam na lodowisku i wkładając pierwszy raz łyżwy na nogi, umiałam jeździć xDD hahah, możecie być ze mnie duuuumni. ^.^
wracając od rozdziału, myślę, że najgorszy nie wyszedł.
liczę na wasz a opinię.
do napisania!.xx
Perrie.
-'...If I close my eyes, I can see your smile,
I can hear the laugh, I loved and I can't get enough...-zanuciłam, wprawiając struny w delikatne drganie.-I can pull you closer in a moment, just like this,
I can stop the world, with only just your kiss...'
-Kiedy mu to
zaśpiewasz?-usłyszałam cichy głos Nialla za sobą.
-Nie wiem Niall.-westchnęłam
delikatnie odkładając przedmiot, uważając by go nie uszkodzić.
Niall za bardzo dbał o Ally – swoją gitarę.-Jak na razie ledwo
co podnoszę gitarę. Nawet nie widzę strun.-zaśmiałam się cicho.
-Zawsze to ja mogę zagrać,
nie? Sam chcę zobaczyć minę Zayna gdy mu zaśpiewasz tę
piosenkę.-usiadł obok mnie gładząc mnie po ramieniu.-To nie jest
byle co, Pezz. Tak chcesz wyrazić swoje uczucia Zaynowi. Wiem, że
to nie jest łatwe, bo sam srałem w gacie przed wyznaniem Ally, że
ją kocham. Ale się udało i praktycznie się nie
rozstajemy.-uśmiechnął się pocieszająco.
-Mówisz o Ally - Ally czy
gitarze?-uniosłam brwi, na co zachichotał.
-O Ally - Ally. Ale w sumie z
gitarą też się zgadza.-spojrzał na drewnianą Als.-Ale moja Ally,
Ally z Mullingar...kocham ją Perrie. Nawet nie wiesz jak bardzo. Gdy
mam wolne od razu lecę do domu i staram się spędzać z nią dużo
czasu. Czasem boję się, że ją stracę przez ciągłe wyjazdy i
koncerty. Kocham śpiewać, ale przestaje mi się to podobać, gdy
czuję, że się od siebie odsuwamy.
-Nie długo do niej
wrócisz.-uściskałam go mocno. Niall był jedyną osobą, zaraz po
Zaynie, z którą mogłam rozmawiać bez skrępowania o wszystkim.
Zaczynając od opowieści o kupionej ostatnio bieliźnie, a kończąc
na sprawach łóżkowych. Nie żebym nie ufała Carrot Monsterowi,
ale czasami mam wrażenie, że robi sobie ze mnie jaja. Jest
dzieckiem cyrku, a nie dzieckiem tzn, w naszych czasach 'prawdziwego
życia'. Ale tak czy tak kocham go bardzo mocno.-Obiecuję, ci to.
Nawet gdybym miała po nią pojechać i ściągnąć ją tutaj do
Londynu.-poczułam mocniejszy uścisk ze strony blondyna.
-Kocham cię Perrie.-wyszeptał.
-Ja ciebie też
braciszku.-pogładziłam go po plecach. Trwalibyśmy jeszcze dłużej
w uścisku gdyby nie oślepiający nasz flesz od strony drzwi.
-Awwwwwwwww!-Zayn spojrzał na
ekran aparatu.-Jesteście słodcy.-uśmiechnął się do nas.-A co
tam macie?-spojrzał na stolik, a ja szybko zgarnęłam kartki do
siebie.
-A niiiiiiic.-wyszczerzyłam
się.
-Chodźcie bo zrobiłem obiad.
-Obiaaaaaaaaaaaaaad!-krzyknął
Niall i tyle go było. Uniosłam kąciku ust w niewielki uśmiech i
zaczęłam przygodę z podnoszeniem się z łóżka.
-Daj łapkę.-Zayn wysunął
dłoń i pomagając mi wstać, przysunął mnie do siebie obdarzając
słodkim pocałunkiem. Natychmiast się od niego odsunęłam.
-Piłeś?-chłopak pokręcił
głową i chwycił mnie za rękę.
-Tylko doprawiałem mój
specjał. Wiesz, że nie piję Perrie.
-Tak, wiem. Przepraszam.-w
odpowiedzi jedynie się uśmiechnął.
~pół godziny później~
-O mój boże.-westchnął
Niall, kładąc dłonie na brzuchu.-Chyba doświadczyłem
poobiadowego orgazmu.-wysapał. Zaśmiałam się i popatrzyłam na
tańczącego Zayna. Gangam Style dopadł i jego. Zresztą nie tylko
jego. Zayn,Niall,El,Dani i ja zawsze go tańczyliśmy gdy chcieliśmy
zdenerwować Lou, który go nienawidzi. Biedak zawsze chowa się w
łazience.
-Wiedziałem, że wam
posmakuje.-wykrzyknął i tanecznych krokiem posprzątał talerze ze
stołu.
-Chyba się do was
wprowadzę.-wyszczerzył się blondyn.
-Możesz zamieszkać w pokoju
obok naszej sypialni. Co prawda chciałam tam wrzucić wszystkie
graty ze szkoły i niepotrzebne rzeczy, ale to może
poczekać.-uśmiechnęłam się.
-Kocham cię Perrie.-Niall
zahipnotyzował mnie oceanicznym odcieniem swoich soczewek.
-Masz konkurencję,
Leprachaunie.-rzucił Malik.
-Chyba macie.-mruknęłam.
Zwrócili się w moją stronę.
-Ach..! Wiem, że kochasz też
Lou, ale nie jest tak słodki jak ja i Niall. Właściwie to tylko ja
i...
-Jackson jest w
Londynie.-przerwałam Zaynowi, trzymającemu szklankę z wodą.
Chociaż teraz to już jej nie było. Rozbiła się na drobne
kawałeczki, zalała część stołu i podłogę.
-CO?!-wrzasnął Zayn.-Dzwonił
do ciebie?!
-Zayne spokojnie.
-Dzwonił?-spytał ponownie,
kipiąc ze złości.
-Tak, ale..
-Ja pierdole, zabiję
gnoja!-krzyczał chodząc w kółko. Jackson Levine to mój były
chłopak, zostawiłam go dla Zayna i chyba to go boli i za to się
wścieka. Mówiąc w skrócie – chce się na mnie zemścić.-Gdzie
jest twój telefon?
-Po co ci on?-wiedziałam po
co, ale byłam ciekawa czy powie mi o swoich zamiarach.
-Pezz, przecież powiedział,
że zabije gnoja więc...
-Niall!-spojrzałam na niego
piorunująco.
-Co?
-Oh, nic.-warknęłam
przewracając oczami i wstając z krzesła. Powolnym krokiem,
ruszyłam do salonu.
-Gdzie masz ten telefon?-Zayn
wyprzedził mnie i stanął przede mną.
-Zmień ton.-powiedziałam
spokojnie.
-Daj mi ten pieprzony
telefon!-warknął zastawiając mi drogę.
-Możesz mówić ciszej? Mamy
gościa jakbyś jeszcze nie zauważył.-machnęłam dłonią
wskazując na zszokowanego całym zajściem Nialla.
-Daj.Mi.Ten.Telefon.-wysyczał,
chwytając mnie za nadgarstki.-Słyszysz?
-Zayn uspokój się!-Niall
krzyknął na tyle głośno, by Malik na niego spojrzał.
-Możesz mnie puścić?-spytałam
gdy ścisnął moje ręce mocniej.
-To mi go daj.-krzyknął mi w
twarz.
-Jesteś wściekły na niego, a
wyżywasz się na mnie.
-Ja się wyżywam?-nie
dowierzał.
-Zgadza się.
-Ja?
-A
ja kurwa ściskam cię za nadgarstki tak mocno, że nie czujesz
palców kretynie?!-wykrzyczałam nie mogąc już dalej mówić
spokojnie. Patrzyłam na niego wściekle, co chyba go ruszyło bo
puścił moje ścierpnięte ręce.-Nie masz prawa mnie dotykać nawet
jeśli jesteś ze mną w związku!-warknęłam rozmasowując ręce.
Nie biorąc pod uwagę co pomyśli sobie o mnie teraz Niall,
uderzyłam z Zayna w twarz.-Nie odzywaj się do mnie i nie
dotykaj!-krzyknęłam czując wilgoć w swoich oczach.-I masz ten
cholerny telefon. Wsadź go sobie w dupę.-warknęłam, wyjmując go
z kieszeni. Otworzyłam tylną klapkę, wyciągnęłam baterię i
kartę. Chciał telefon, nie kartę to proszę bardzo. Złożyłam go
ponownie w całość i rzuciłam w niego.-Wychodzę.-chwytając
kurtkę i czapkę, wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Zanim
doszłam do furtki słyszałam jeszcze swoje imię, ale nie zwracałam
na to uwagi. Skierowałam się w stronę domu mamy. Nie miałam do
niej daleko, zaledwie cztery ulice. Mimo to dotarłam do niej cała
zlana potem. Delikatnie zapukałam do drzwi i po chwili ujrzałam
uśmiechniętą rodzicielkę.
-Boże, Perrie coś ty ze sobą
zrobiła!? Chcesz być chora? Dziecko jesteś taka nie
odpowiedzialna!-wciągnęła mnie za rękę do domu i kazała się
przebrać w jakieś ubrania Zayna, które kiedyś zostawił u moich
rodziców. Piętnaście minut później weszłam do salonu w szarych
dresach Zayna i bluzie z nadrukowanymi kanapkami, zapewne należącej
do Niallera. Z pomocą mamy usiadłam na kanapie i otrzymałam wielki
kubek herbaty. Kobieta usiadła na fotelu naprzeciwko mnie i
spojrzała wyczekując na jakiekolwiek słowa z mojej strony.
-Jason wrócił do
Londynu.-zaczęłam, choć widząc minę mamy nie był to zbyt dobry
początek.
-Jak to wrócił?-oburzyła
się.-Miał się z tobą nie kontaktować.
-Zadzwonił przedwczoraj i
mówił coś o tym, że mogę zacząć żałować swojej decyzji i
dostanę za swoje.-upiłam łyk napoju.
-Skąd on ma w ogóle twój
numer? Zmieniłaś go przecież.
-Nie mam pojęcia mamo, ale
wiem, że jego plan ma już nogi.-westchnęłam.
-To znaczy?-uniosła pytająco
brew.
-Pokłóciłam się z Zaynem. O
Jasona.
-To dla tego masz takie sine
nadgarstki?-spytała. Przeniosłam swój wzrok na ręce i faktycznie
nadgarstki były sine. Nie odpowiedziałam.-Nie masz się co
denerwować, ufam Zaynowi i wiem, że nie zrobi ci krzywdy,ale
widocznie zaszłaś mu za skórę więc żeby cię przywołać do
porządku złapał cię za ręce. Im mu dogryzałaś, tym był
bardziej zły i bum! Mamy sine łapki.-wyjaśniła. Moja mama kocha
Zayna jak swojego syna i zawsze wynajdzie pretekst, żeby go bronić,
przez co zapomina o swojej jedynej córce. Jonnie rzadko bywa w domu,
ale ZZ jej dziecka nie zastąpi.
-To nic takiego.-naciągnęłam
rękawy.
-Chyba będę musiała was
odwiedzić.-wyciągnęła telefon z kieszeni. Chwilę w nim szperała
i odłożyła go na stolik.-Ubieraj się, a ja pójdę wziąć kilka
ubrań i pomieszkam sobie z wami do porodu.
-Ale mamo!-zaprotestowałam.
-Nie Perrie.-odwróciła się
będąc na schodach.-Nie chcę, żeby ten kretyn zniszczył to co
jest między tobą, a Zaynem.-tyle jej było. Westchnęłam głośno
i chwyciłam czarny płaszcz Horana, w którym zwykłam chodzić,
odkąd przebywa u nas 69 godzin na dobę. Tak wiem, że doba ma 24h ,
ale Horan siedzi u nas ile wlezie, a 69 to dobra liczba by to
określić. Cholera!...Hazza czuwa! Yeaah, moja Styles-mania się
ujawnia. Chyba przestanę przeglądać facebook'a, twitter'a i blogi
Directionerek.
~~~
-Nie wsiądę z nim do
auta.-krzyknęłam widząc Zayna za kierownicą.
-Perrie, kochanie nie odstawiaj
szopek, dobrze? Kłócić się będziecie w domu, do którego widzę,
że szybko nie dojedziemy.-westchnęła mama.-Teraz usadź swoje
cztery litery na siedzeniu obok Niallera i jedziemy.-powiedziała i
wsiadła na miejsce pasażera.
-Chyba masz gorączkę
mamo.-mruknęłam pod nosem i odwracając się od nich ruszyłam w
stronę ulicy, na której mieszkałam z Zaynem.
-Perrie! Wracaj tu
natychmiast!-usłyszałam krzyk matki. Ignorując rodzicielkę szłam
dalej, napawając się świeżym,zimowym powietrzem.-Perrie!
-Pezz!-ten głos rozpoznałabym
wszędzie. Odwróciłam się i uśmiechnęłam.
-Co tam Niall?
-Gdzie ty masz zamiar iść na
tych chudych patykach?-spojrzał na moje...patyki, unosząc zabawnie
brwi. Mimowolnie się zaśmiałam.
-Do domu..chyba.-mruknęłam.
-Z takim brzuchem?-teraz
roześmiałam się całkowicie.
-Kocham cię mój ty mały
książę.-uśmiechnęłam się wesoło. Chłopak wyciągnął do
mnie rękę, którą zaraz chwyciłam. Przygarnął mnie do siebie i
ucałował w czoło.
-Ja też cię kocham
księżniczko. A teraz chodź, pojedziemy do domu, napijemy się
herbatki,zjemy naleśniki, które zrobi nam twoja mama i wyjaśnicie
sobie wszystko z Zaynem, okej?
-Te naleśniki są bardzo
kuszące. Do tego jogurt truskawkowy, dżem jagodowy,musztarda i
ogórki kiszone, co ty na to?-poruszyłam brwiami i z uśmiechami
wróciliśmy do auta.