Krzyczcie
na mnie, hejtujcie, róbcie co chcecie.
U mnie
panuje teraz taka pora jak WAKACJE.
W
wakacje mam też dużo nieprzewidzianych wyjazdów,
gdzie
często nie mam internetu i ogólnie komputera.
Nie
siedzę też całymi dniami w domu, a jak już w nim jestem
to nie
siadam od razu, żeby coś napisać.
Lubię
coś nabazgrać, ale muszę mieć też co.
Nie
chcę pisać pierdół i zanudzać was tysiącami rozdziałów z
niczym.
Kolejny
rozdział w sierpniu. xx
~Zayn~
Cześć! Jestem Zayn i
dziś chcę zostać porwany.
Jak
żałośnie to brzmi?-zastanawiałem się po przekroczeniu bramy
wjazdowej, przed domem Calder i Tomlinsona. Po wpisaniu
trzydziesto-cyfrowego kodu, z którego nie zapamiętałem żadnej
liczby, spokojnym krokiem szedłem w kierunku ich posiadłości,
otulony ciepłem zachodzącego słońca. Widok na niebo po
dziewiętnastej jest przepiękny, zwłaszcza w Londynie jesienią.
Mogę śmiało powiedzieć, że jestem dumnym Londyńczykiem.
Gdy
byłem tuż przy werandzie umiejscowionej przed domem, sięgnąłem
po kolejne kluczyki, podchodząc jednocześnie do miejsca gdzie po
chwili wpisałem całe hasło. Następnie pod drzwiami wybrałem
kolejny kluczyk, otworzyłem je i wszedłem do środka, uważając na
włączone alarmy. Stojąc w progu, sięgnąłem do białego panelu
na ścianie i wciskając odpowiednią kombinację liczb, odetchnąłem
jednocześnie zamykając za sobą drzwi i kierując się do salonu.
Opadłem
na ogromną kanapę, stojącą pośrodku pokoju i rozejrzałem się
po pomieszczeniu.
-I co ja
mam robić?-mruknąłem, wzdychając.
Czy
czekanie na bandziorów/złodziei/bandytów zawsze jest takie nudne?
Bez
namysłu włączyłem telewizor wiszący na przeciwnej ścianie i
spojrzałem na zegar. 19:35.
Mam
jeszcze chwilę, więc chyba powinienem zadzwonić do Perrie. Chcę
usłyszeć jej głos przed, mam nadzieję, tylko kilkoma dniami
totalnej rozłąki. W normalnej sytuacji dzwoniłbym do niej kilka
rady dziennie, ale w nienormalnej uh... sami rozumiecie.
Gdy
usłyszałem piąte 'mruknięcie' telefonu, usłyszałem
najpiękniejszy dźwięk pod słońcem. Jej głos. Tak bardzo go
kochałem.
-Zayn?-powiedziała,
a w tle dało się usłyszeć coś w rodzaju włączonego
radia.-Zayn, kochanie, jesteś tam?
-Tak,
jestem Maleńka. Chciałem usłyszeć twój głos.-szepnąłem, nie
wysilając się by mówić cokolwiek głośniej. Wiedziałem, że
zaraz znajdzie w jakieś cichsze miejsce. Dla mnie.
-Tęsknie
za tobą, Zi.-usłyszałem kłapnięcie drzwiami i jej urywany
oddech. Nie, nie, nie. Perrie, księżniczko nie teraz.-Nie ma cię
kilka godzin, a ja mam wrażenie jakby minął rok.-mamrotała ledwo
zrozumiale, pociągając nosem.-Chcę być obok ciebie, Zayn. Proszę.
Nie stanie mi się żadna krzywda. Mam ciebie, mojego rycerza w
czarnych glanach, obcisłych rurkach i czarnej skórzanej kurtce,
zamiast zbroi...-szeptała, a moje oczu niebezpiecznie szybko robiły
się zbyt lśniące. Kurwa.-Wiem, że chcesz nas chronić i
przepraszam, że tak wybuchnęłam wcześniej, po prostu... ty nie
masz pojęcia jak to jest być na moim miejscu. Zostałam z
dziewczynkami... i wiesz, ja nie czuję się bezpieczna bez ciebie.
Jeśli mam być szczera, to ani trochę. Boję się, że oni
przyjadą, po Nellie i Charlotte. Nie chcę żeby stała im się
krzywda. Nie zasługują na to. A ty nie zasługujesz na to by
przechodzić przez to piekło sam, więc w tym momencie podejdź do
drzwi i mi je otwórz.-mówi stanowczo głośniej, a moje serce
przestaje na chwilę bić. Jezusie Chrystusie, co ona powiedziała?!
Natychmiast
zrywam się z kanapy i z szybkością światła, znajduję się pod
drzwiami, które bez zastanowienia otwieram i, o kurwa. Ja śnię?
-Moje
miejsce jest przy tobie, Zi.
~Perrie~
-Moje
miejsce jest przy tobie, Zi.-mówię, pociągając nosem. Mężczyzna
obserwuje mnie z wymalowanym przerażeniem i strachem w oczach, po
czym zagarnia do uścisku. Czuję jak jego noga ociera się o moją,
sięgając do drzwi by je zamknąć 'kopniakiem', a ramiona zaplatają
się wokół mnie mocniej. Unosi mnie i kieruje się do salonu,
usadzając się na fotelu, a mnie na swoich kolanach.
-Czyś
ty zwariowała? Jak mogłaś, Perrie? Jak mogłaś?-pyta
zdenerwowany, ale wymawiając ostatnie słowa jego głos załamuję
się, a on sam wybucha płaczem, chowając twarz w mojej szyi. Co się
dzieję?
-Prosiłem
cię...-mówi, przytulając mnie mocniej.-Mówiłem, że masz tam
zostać...-czuję jak jego łzy moczą mi bluzę, jak moczą moją
skórę, ale w ogóle mi to nie przeszkadza.-Dlaczego nigdy mnie nie
słuchasz? Chciałem dla ciebie dobrze, naprawdę chciałem ci
zapewnić bezpieczeństwo, a ty...ty...-głosy z telewizora przerywa
kolejny, głośny szloch Zayna. Tak dawno nie płakał. Ostatni raz
kilka lat temu.
-Zayne,
już jest dobrze...-szepczę cicho, gładząc jego plecy.-Jesteśmy
razem, wszystko będzie dobrze.-nie odpowiada mi. Płacze. Płacze
prze ze mnie. To tak boli. Nienawidzę tego, że sprawiam mu ból.
Cierpi przeze mnie.
-Skrzywdzą
cię, Perrie. Nie chcę by to robili. Nie zniosę tego.-jego
zachrypnięty głos, dochodzi do mnie zza moich pleców.-Nie chcę...
-Zayn z
tobą jestem bezpieczna. Z tobą nic mi nie grozi. Umiem się obronić
i będę walczyć do końca. Nie boje się ich. Boję się tego, że
cię stracę, tak samo jak ty.-zapewniam go, odsuwając jego głowę
od siebie i chwytając ją w dłonie. Zerkam na jego wilgotną od
płaczu twarz i nawet nie zauważam gdy moja robi się z każdą
sekundą tak podobna. Jego czekoladowe oczy, wypełnione po brzegi
lśniącą cieczą patrzą na mnie z ogromnym uczuciem. Sięgam
kciukami do jego policzków, które lśnią od łez i ocieram je
delikatnie, jakby sam Mulat by z porcelany.
-Kocham
cię.-wyznaję mu, całują jego drgające usta.-Bardzo cię kocham.
I nie opuszczę cię choćby na chwilę. Ja też chce zapewnić ci
opiekę z mojej strony. Będę twoim aniołem, będę cię bronić na
tyle ile będę w stanie. Wszystko dla ciebie.-złączam nasze czoła,
zaplatając jednocześnie swoje ramiona na jego szyi.
Gdy
zaczyna otwierać usta, stary zegar w salonie Tomlinsona i Calder
zaczyna wybijać dwudziestą. Ciało Zayna momentalnie się spina, a
ramiona zakleszczają mnie w silnym uścisku. Czuję jak wyciąga zza
mojego pasa broń, którą dostałam od niego w celu samoobrony.
Przeładowuje
pistolet i zastyga w tej pozycji, jakby na coś czekając.
-Zayn?-szepczę
cicho, nie wiedząc jak się zachować.-Czy coś...-przerywa mi
dźwięk otwieranych drzwi. Dreszcz przechodzi wzdłuż mojego ciała,
gdy słyszę jak Zayn przełyka głośno ślinę i zaczyna odmawiać
cicho jakąś niezrozumiałą modlitwę.
-Tylko
nie panikuj, Skarbie.-całuje moją skroń.-Zostaniemy porwani.
Nie
zdążam nic mu odpowiedzieć, bo do salonu wchodzą czterej postawni
mężczyźni. Słyszę kroki innej osoby i nim wchodzi do salonu,
Zayn zsuwa mnie ze swoich kolan i wstaje, wyciągając ku nim
naładowaną broń, dokładnie obserwując wszystko co się dzieje.
-Witaj
Perrie, Zayn.-słyszę znajomy głos i zamieram widząc kto stoi
kilka metrów przede mną.
Levine.
Jackson Levine*. Co on do chuja tutaj robi? Co on wyprawia?
-Co ty
tutaj robisz Jackson?-warczę przez zęby. Naprawdę myślałam, że
o mnie zapomniał jeszcze przed moim ślubem z Zaynem. Nie
spodziewałam się, że to będzie on. Właściwie to nawet nie
myślałam, że to będzie on.
-Oh,
moja kochana Perrie. Chciałem cię odwiedzić.-posłał mi buziaka w
powietrzu, a moje myśli właśnie zwymiotowały.
Prychnęłam
jedynie w odpowiedzi.
Nagle
głowa blondyna przekręciła się w prawą, a na jego twarzy
zaistniał szeroki uśmiech. Wyciągnął dłoń w stronę, w którą
patrzył i po chwili przy nim znalazła się wysoka szatynka. Jej
długie włosy opadały na ramiona falami, a obcisłe czerwone rurki
opinały zgrabne nogi. Na stopach miała wysokie koturny, a na
ramionach zarzucony ciemny płaszcz.
Mój
wzrok sunął się od dołu po całym ciele i gdy dotarł do twarzy
po raz kolejny zamarłam. Co do licha?
-Christina*
moja droga, poznaj proszę przyjaciółkę twojej siostrzyczki,
Perrie oraz jej męża Zayna. Gretchen* dołączysz?-spytał, znów
zerkając ku drzwiom.
Głośny
stukot obcasów rozniósł się po pokoju i po chwili weszła do
niego, kolejna szatynka i kurwa mać była identyczna do poprzedniej.
Zaraz. Obie wyglądały jak Eleanor. Ja pierdole, kurwa mać.
Zilustrowałam
'Gretchen', która wpatrywała się we mnie i Zayna z cwaniackim
uśmiechem.
Była
piękna. Obie były. Eleanor też była. Jezu albo jestem pojebana,
albo to się dzieje naprawdę.
-Czy ja
mogę wiedzieć co tu się do cholery dzieje?-niezręczna ciszę
przerwał Zayn. Zerknęłam na jego zaskoczoną twarz i szeroko
otwarte oczy. Cud, że jeszcze mu nie wypadły.
-Mój
drogi -zaczęła Christina, oblizując usta. Christina to ta w
czerwonych spodniach, tak? - Wasza przyjaciółeczka Eleanor, jest
moją i Gretchen siostrą bliźniaczką. Gdy się urodziłyśmy, nasi
rodzice, cóż... nie mieli jakichkolwiek środków, by utrzymać nas
trzy. Pech chciał, że to Eleanor została z nimi, a ja i Gretchen
trafiłyśmy do domu dziecka.-powiedziała ze stoickim
pokojem.-Byłyśmy tam osiemnaście lat. Osiemnaście. O osiemnaście
za dużo. To chyba nic strasznego, że chcemy sprawić, żeby nasza
Ellie poczuła się tak samo źle jak my w bidulu, prawda?-zaśmiała
się.
-Eleanor
ma naprawdę świetnych przyjaciół, więc co nam szkodzi poczuć
się jak ona? Kochana, chciana?-mówiła Gretchen idąc w naszą
stronę. Stanęła przed Zaynem, jednocześnie lustrując mnie od
góry do dołu z pogardą w oczach. Wstrętna suka.
-Przestań.-warknął
Zayn. Gretchen uniosła pytająco brew, a Zayn zacisnął wolna rękę
w pięść.-Nie patrz na nią z takim obrzydzeniem.
Szatynka
stojąca naprzeciwko Zayna strzeliła palcami i po chwili dwójka
potężnych, do tej pory spokojnie stojących mężczyzn, podeszła
do Zayna i chwytając go za ramiona odsunęło go ode mnie, o spory
kawałek.
Pisnęłam
głośno gdy został uderzony w brzuch, przez szarpanie się z
ochroniarzami Jacksona, a jego głośny jęk rozniósł się po
pokoju.
-Oh, jak
słodko, prawda Perrie?-zaśmiała się Gretchen, gwałtownie
chwytając mnie za włosy i ciągnąc ku górze, tak że mimowolnie
podniosłam się z kanapy.-Jak to jest patrzeć na swojego męża
okładanego pięściami?-spytała i jak na zawołanie, Zayn po raz
kolejny dostał w brzuch od postawnego faceta, ubranego na czarno.
Gdy próbował im się wyrwać, drugi z nich zamachnął się i jego
pięść kilka razy znalazła się na twarzy Mulata. Boże, to mi się
śni, prawda?
-Przestańcie!-krzyknęłam,
mając nadzieję, że to zwróci ich uwagę.-Błagam, zostawcie go!
Proszę!
-Panowie.-zwróciła
się do nich Gretchen, dzięki czemu przestali bić Zayna. Puścili
go, a on bezsilnie upadł na podłogę. Szybko wyrwałam się
dziewczynie i podbiegłam do swojego męża.
-Mój
Boże, Zayn.-załkałam, chwytając jego obitą twarz w dłonie. Miał
przeciętą lewą brew i wargę, a wokół czekoladowego oka robił
się wielki siniak.
Pocałowałam
jego drgające wargi i zranione miejsca i nim się obejrzałam, byłam
podnoszona za blond włosy do góry, przez pannę Gretchen.
-Czego
chcecie?!-syknęłam przez zęby, chcąc ukryć przed przyglądającym
mi się Zaynem, ból.-No czego?!
-Bólu
Eleanor. Chcemy żeby cierpiała. Żeby zobaczyła jak to jest żyć
bez rodziny, przyjaciół.-warknęła w moją stronę Christina.-Oh i
żeby wszyscy byli szczęśliwi z przyjemnością zajmę się
Louisem, a wkrótce samotnym Zaynem Gretchen.-czy ja się
przesłyszałam? Jakim samotnym?
-Jackson
chce ciebie, Kotku.-mówi szatynka. Zerkam na twarze wszystkich w
salonie, by odnaleźć choć jedną, z której odczytam, że to co
powiedziała siostra Eleanor jest fałszem.
Wyrywam
się brązowookiej i wściekła bez wahania podchodzę do Levine'a.
-Posłuchaj
mnie ty cholerny dupku -zaczęłam stając blisko niego.
-Perrie...-słyszałam
za sobą głos męża, ale w tym momencie go zignorowałam.
-
...wszystko między nami już dawno się
skończyło.-kontynuowałam.-Nie kocham cię i nie zmusisz mnie bym
do ciebie wróciła.-uderzyłam go w twarz.-Jak mogłeś uwięzić
dwójkę moich NIEWINNYCH przyjaciół?! Jesteś jakiś psychicznie
chory, że więzisz kobietę w ciąży?! Czy ty w ogóle wiedziałeś,
że Danielle jest w ciąży?! I po jaką cholerę mieszasz w to
Harry'ego?! Nie jest ci nic winien! Nic ci nie...-mocne uderzenie w
moją twarz przerwało mi mój monolog. Czy on właśnie mnie
uderzył?
-Ty
chuju!-krzyknął Malik, w momencie gdy upadłam pod wpływem
uderzenia na podłogę. Zaczął się szarpać z postawnymi
brunetami, chcąc znaleźć się obok mnie.
-Jeszcze
jedno słowo, a ją zabiję.-ostrzegł Zayna chwytając dużą dłonią
moją szyję i przyciskając mnie do ściany.-A ty posłuchaj mnie
Księżniczko, -zmarszczył brwi, nierówno oddychając.- ty i twój
kochaś – kiwnął głową na wściekłego Zayna.- pójdziecie
teraz ze mną i jeśli odezwiesz się jeszcze raz nieproszona, on za
to oberwie. Tak jak w tym momencie.-odsunął się ode mnie i
podszedł spokojnie do Mulata, po czym kopnął go centralnie w
żołądek. Gdy jego kolejny dzisiaj jęk bólu, rozniósł się w
domu Louisa, a śmiech sióstr Calder trafił wprost do moich uszu,
bez zastanowienia chwyciłam pierwszy lepszy przedmiot, którym
okazała się parasolka i uderzyłam nią w Jacksona. Gdy się
odwrócił z jego oczu biła furia. Wyglądał na mocno
wściekniętego.
-Czy
wiesz co właśnie zrobiłaś, dziwko?-warknął w moją stronę, a
ja uniosłam wysoko głowę i splunęłam na jego twarz.
-Uderzyłam
cię – spojrzałam na przedmiot w mojej ręce- parasolką? Jesteś
takim idiotą, że tego nie wiesz?
-Nie
igraj ze mną, Edwards.
-Dla
ciebie pani Malik.-poprawiłam go, a on się cwaniacko uśmiechnął.
-Ten
szczeniak naprawdę był wart wywrócenia twojego życia do góry
nogami?-uniósł pytająco brew, a z gardła mojego męża, wyrwało
się warknięcie.-A może wasze Kinder- niespodzianki była tego
powodem?
-Pieprz
się, Levine.
-Z tobą
bardzo chętnie.-roześmiał się głośno.-Nadal jesteś taka
ciasna?-zakpił, a ja miałam wrażenie, że krew wręcz gotowała
się w moich żyłach.
-Wypuść
Harry'ego i Danielle. Wtedy z tobą porozmawiam. Nie powinieneś był
mieszać w to ich, a zwłaszcza Zayna. To sprawa moja i twoja,
Jackson.
-Moje
imię tak pięknie brzmi w twoich ustach.-zachwycił się,
wzdychając.-A jeszcze lepiej gdy je wykrzykujesz. 'Jackson,
kurwa..', 'Jackson mocniej!', 'Jackson tam, kurwa tam!'.-mówił
podchodząc do mnie. Obszedł mnie dookoła i stanął za mną,
chwytając mnie za ramiona i przyciskając do
siebie.-Czujesz?-szepnął mi do ucha, wypychając swoje biodra,
bliżej mnie, bym poczuła jego erekcję.-Mam na ciebie ochotę,
śliczna.-przygryzł płatek mojego ucha.
-Panowie
– Jackson podniósł głos- zabierzcie ich do auta. Tina, Gre
wiecie co robić.-dziewczyny skinęły głową i ruszyły ku schodom,
na piętro.
-Pożałujesz
tego, Levine.-sapnął Zayn, gdy jeden z facetów prowadził go obok
nas.-Zginiesz z moich rąk.-zawarczał.
-Boję
się twojego chłoptasia.-szepnął do mnie teatralnie, po czym
wybuchnął śmiechem i popchnął mnie na podłogę, skąd zostałam
zabrana przez mężczyznę, który miał napisane na swojej plakietce
Julian.
-Zobaczymy
Malik, zobaczymy.
____________________________________________________________________
*Jackson
Levine – jego postać pojawiła się w 8 rozdziale/sezon 1. Jest
powodem tygodniowej kłótni Zayna & Perrie jeśli ktoś nie
pamięta, jest byłym chłopakiem Pers.
*Christina,
*Gretchen – siostry bliźniaczki Eleanor dołączają do obsady
ZERRIE MEDWARDS. Miejcie mnie za wariatkę czy za co tam chcecie, ale
ja wierzę w trio sióstr Calder. Są fakty, a ja analizowałam nie
tylko takie w twitlongerach, poza tym każdy wierzy w co wierzy.
KOMENTARZE
MILE WIDZIANE :)
OMG Extra i wybaczam Ci że tak długo rozumiem że sa wakacje i wgl
OdpowiedzUsuńWow
OdpowiedzUsuńNie masz się co tłumaczyć ;) Rozumiemy.... w wakacje powinno się odpoczywać ,a nie od rana do wieczora charować nad nowym rozdziałem :) Rozdział = Świetny <3 <3 <3 @kika1263 <3 <3
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńSam/a jesteś pierdoloną tapeciarą. Mówiąc tak o Pezz nie zasługujesz na to by wiedzieć kto to Zayn, idioto!
UsuńEkmh.. zaczęłam czytać wczoraj, by zyskać inspiracje na opowiadanie właśnie o Zerrs, ale uważam że tak cudownego bloga nigdy nikt nie przebije! c: uwielbiam to opowiadanie! Bonus ze ślubem szczerze mi się nie spodobał. Był troszkę nudny, ale przeżyłam :D
OdpowiedzUsuńWidzę że robisz z tego kryminał, hmm.. no, zobaczymy co dalej :) x
Ps mogłabyś 'zareklamować' mojego bloga w następnym rozdziale? Bardzo mi zależy z góry wielkie dzięki <3
Zapomniałabym; link do bloga - ijustloveandiwillalwaysloveyouu.blogspot.com :) x
UsuńWOW .. zajebiście piszesz mrauuu
OdpowiedzUsuńHm...byłabym wdzięczna gdybyś przedstawiła mi dowody na istnienie sióstr Eleanor ;)
OdpowiedzUsuńJest już wrzesień, a ostatni rozdział napisałaś w lipcu. Minęło już trochę czasu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że następny rozdział pojawi się już w krutce.