poniedziałek, 15 lipca 2013

Season II : Direction Eight ♥

 
~Zayn~

Ucałujcie ode mnie Perrie i powiedzcie, że ją bardzo kocham.
Moje ostatnie słowa, które skierowałem do mojej matki i matki Pezz, wciąż wirowały mi w głowie. Może powinienem był za nią pójść?
Byłem zły, wściekły, wkurwiony. Targały mną takie emocje, że nie moglem usiedzieć spokojnie na miejscu. 'Zostawisz nas tutaj same?'. Dlaczego ona to tak zrozumiała? Nigdy nie mógł bym ich zostawić. Nigdy. Za bardzo je kocham. Są moim największym skarbem. Najlepszym co mnie w życiu spotkało. Gdyby im się coś stało... gdybym je na coś naraził... na Allaha nie wybaczyłbym sobie tego.
'Boję się, że coś ci się stanie, Zayn. Nie chcę tracić cię po raz kolejny.' Nic mi się nie stanie. Jestem silny. Jestem silny nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Zwalczę niebezpieczeństwo im grożące, choćbym miał walczyć do ostatniej kropli krwi. Zrobię wszystko by były bezpieczne.
-Kurwa!-przekląłem siarczyście i uderzyłem dłońmi o kierownicę Land Rovera. Miałem ochotę w coś uderzyć, wyładować się, by choć przez chwilę móc pomyśleć racjonalnie, ale jak na złość rozdzwonił się mój telefon. Liam.
-Tak, Li?-powiedziałem nie przejmując się powitaniem.
-Zayn, wszystko z wami w porządku? Jesteście bezpieczni? Perrie jest bezpieczna? Dziewczynki?-zalał mnie falą pytań. Miał spokojny głos, ale dało się w nim wyczuć smutek i ból. Stracił Danielle. Ona wciąż żyje, przypomniał mi mój wewnętrzny Zayn.
-Są bezpieczne. Anthony i Danny są przy nich i naszych matkach. Wszystko jest pod kontrolą.-powiedziałem, ściszając radio. Naprawdę nie miałem teraz ochoty na audycję szczęśliwego Grimshawa.
-A ty?-spytał cicho.
-Wracam do Londynu.-powiedziałem rozłączając się. Nie chcę słuchać jego przemówień o tym jak jestem głupi, zostawiając je z braćmi Riach i ryzykując własne bezpieczeństwo. Nie dziś.

XxX

~Perrie~

-Perrie?-usłyszałam za sobą głos Anth'a. Nie odwróciłam się do niego. Nie chciałam by widział mnie zapłakaną.-Pers, skarbie.-usiadł obok mnie i pogładził moje ramię.-Zjedz coś.-powiedział.
W odpowiedzi pokręciłam jedynie głową.
-Jadłaś coś rano?-spytał opiekuńczo. Pokręciłam głową.-Więc musisz coś zjeść. Jest dziewiętnasta, a ty nie jadłaś wczoraj.
-Nie jestem głodna.-szepnęłam, owijając ramiona wokół kolan.-Naprawdę Anth.
-Wiesz, że ci nie wierzę, prawda?-pewnie w tym momencie uniósł brew.-Znam cię zbyt długo i dobrze, żeby się na to nabrać. Mała, ty potrafisz zjeść tyle co słoń.-zaśmiała się, ale widząc brak identycznej reakcji z mojej strony, przestał.-Nie możesz nic nie jeść. Masz dwie śliczne córeczki, chcesz żeby i one później tak robiły?-Anthony przestań bo ci przywalę.-Ja naprawdę rozumiem, że wszystkie kobiety są teraz na tych dietach, ale talerz zdrowych warzyw ci nie zaszkodzi.-zapewnił.-W dodatku gotowałem je sam z Cher. Chyba nie chcesz, żeby się smuciła, że ci nie smakowały, czy coś, nie?-trącił mnie łokciem w żebra.
Cholerne, przekonujące mnie przemowy Anthoniego, pomyślałam.
-Dobra zjem, ale mnie już nie męcz, dobrze?-jęknęłam, ocierając twarz i zakładając kosmyk blond włosów za ucho.
-Grzeczna dziewczynka. Masz plusa u Zayna.-zaśmiał się i ucałował mój policzek.-Zaraz będę z twoim pysznym jedzonkiem.-oznajmił i wyszedł z pokoju.
Głuchą ciszę przerwał mój telefon, wibrujący gdzieś w kocu. Poszperałam pod nim i po znalezieniu go, mimowolnie jęknęłam. Odebrać czy nie?
Wibracje zwiększyły moc, a imię mojego męża co chwile migało coraz aktywniej na dużym wyświetlaczu.
-Masz zamiar odebrać?-spytał Anthony, a ja podskoczyłam.
-Nie strasz.-mruknęłam.-To Zayn, odbierz i powiedz, że jestem pod prysznicem.-powiedziałam podając mu telefon. Chłopak chwilę mi się przyglądał, ale wziął Iphone'a i przystawił do ucha.
-Cześć Malik.-przywitał się.-Wszystko z nią w porządku. Tak. Nie, nie mogę. Mówi, że jest pod prysznicem i... kurwa Perrie!-wrzasnął w momencie gdy go uderzyłam w głowę. Co za kretyn! Boże kochany!
-Uderzyła mnie!-jęknął do telefonu, rozmasowując bolące miejsce.-Kazała tak powiedzieć. Boże Zayn, wkurwiłeś ją i nie chce z tobą gadać. Nawet idiota mógłby to zrozumieć.-wywrócił oczami.-Sam jesteś kretynem. Ona się martwi, Zi. Wiesz co możesz stracić? Rodzinę, a chyba jest dla ciebie ważna... Jasne, że jej pilnuję! Twoje córki są pod opieką non stop...Nie, nie zamierzam biegać za nią do łazienki, żeby jej tam pilnować... Jest coś takiego jak prywatność, Malik... Jeśli się dobrze orientuję to ja się opiekuję Perrie i na twoim miejscu byłbym mi wdzięczny, że w ogóle przyleciałem z tej Brazylii, rzucając pracę, by się nią opiekować, a ty masz jeszcze jakieś pretensje. Rozmawialiśmy o tym co jej grozi i powiedziałem ci co jestem w stanie zrobić by uchronić i ją i bliźniaczki, więc słowa dotrzymam. Wiesz, że możesz mi ufać, Zayn, a zachowujesz się jak zazdrosny szesnastolatek. A teraz wybacz, ale muszę nakarmić twoją Księżniczkę.-warknął rozłączając się i odrzucając mi telefon. Usiadł obok mnie wygodniej i podał mi talerz.-Smacznego Pez.-powiedział i oparł brodę na ręce.
-Przepraszam Anth. Za Zayna i moje zachowanie.-pogładziłam jego dłoń i zaczęłam jeść marchewki.
-W porządku.-mruknął. Uniosłam pytająco brew i nagle uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Anthi?-trąciłam jego ramie. Przeniósł na mnie wzrok i chwycił moją jedną marchewkę, po chwili się w nią wgryzając.-Jak tam twoje życie miłosne?-spytałam poruszając śmiesznie brwiami.
-Pers..-jęknął czerwieniąc się niemiłosiernie.
-No co? Przyjaciele to przyjaciele. Ty wiesz co i jak u mnie, a ja nie mam pojęcia co się działo w tej Brazylii. Gadaj, Anthony.
-No, ale...Bo ja... Uhh...-jąkał się, zamykając oczy.
-Sypiasz z dwiema naraz?-spytałam poważnie chcąc zobaczyć jego reakcję. Gdy spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami w idealnym kształcie literki 'o', wybuchnęłam śmiechem.
-Zwariowałaś?!-pisnął.-To ohydne! Spać z dwiema naraz? Jezusie nawet nie chcę o tym myśleć.-wybełkotał, chowając twarz pod koc.
-Więc?-ściągnęłam materiał z jego twarzy.
-Powiedzmy, że gram w Twojej drużynie.-mruknął siadając i odwrócił głowę by uniknąć mojego wzroku.
-Co znaczy, że gra... -zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć, bo brunet przerwał mi zdaniem, które przez najbliższe pięć minut zwaliło mnie z nóg. Dosłownie.
-Jestem gejem, okej? Sypiam z facetami, całuję się z facetami, jestem z jednym zaręczony, a ty powinnaś pilnować swojego męża, bo mam ochotę na jego tyłek. Teraz możesz mnie wyśmiać, proszę bardzo.-założył ręce na piersi obserwując mnie od góry do dołu.
-Jak to jest wkładać coś facetowi do tyłka?-spytałam, a po kilku sekundach ciszy oboje wybuchnęliśmy przeraźliwym śmiechem.
Może dni spędzone bez Zayna nie będą tak złe?

XxX

~Zayn~

-Czy ty wiesz jakim jesteś idiotą, do jasnej cholery?!-wrzasnął Tomlinson, gdy przekroczyłem próg sali, w której leżał.-Może i one są bezpieczne, ale kurwa mać, Zayn, jesteś jeszcze ty! Miałeś tam siedzieć! Razem z nimi.
-Nie jesteś moim ojcem, żeby mi mówić co mam robić, Louie.-przypomniałem mu, siadając na krześle obok Eleanor.-I nie będę siedział spokojnie na dupie, skoro wiem, że ci ludzie mogą zrobić krzywdę wam, Dani i... um, Harry'emu.-zmarszczyłem brwi. Czy ja naprawdę to powiedziałem?
-Od kiedy przejmujesz się Stylesem?-zapytał zdziwiony Louis.
-Nie przejmuję.-rzuciłem.-Ale gdyby nie telefon od niego, Perrie mogłaby być już martwa. Albo walczyć o życie.-poinformowałem ich, wciąż patrząc na Lou.-Nie jestem jeszcze takim sukinsynem, żeby pozwalać komukolwiek należącemu do naszej rodziny, zginąć. Może Harry został po części z niej wyrzucony przez te kilka nieciekawych sytuacji, ale to nie znaczy, że pozwolę mu, w najgorszym wypadku, zginąć. Jest ojcem chrzestnym Charlotte. Mała się do niego przywiązała. Nie chce za jakiś czas słyszeć jej pytań, na temat tego gdzie jest Harry.
-Nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę to z twoich ust.-pokręcił głową Liam.-Ciężko mi to przyznać, ale masz rację.
-Boże czy ty to słyszysz? Czy ty to kurwa słyszysz?-Niall uniósł ręce ku sufitowi, zbierając na sobie spojrzenia reszty.-Czy Liam James Payne, najmądrzejszy z najmądrzejszych właśnie przyznał rację Zaynowi Jawaadowi Malik, młodszemu niedoświadczonemu przyjacielowi?-zapytał retorycznie.
-Nie zgodziłbym się z tym Horan.-wtrąciła El.-To w końcu Zayn jako pierwszy zamieszkał w swoim domu. To Zayn jako pierwszy został ojcem. To on miał jaja i oświadczył się Perrie. To Zayn jako pierwszy się ożenił. To on przeszedł co przeszedł i nadal się trzyma. To kurwa Zayn Malik, a ty wciskasz mi kit, że Liam jest w tym momencie najmądrzejszym? Sorry kotku, ale się mylisz. Więc racz...
-Przypominam ci Calder, że ja już jestem ojcem.-przerwał jej Liam, myśląc o April będącej teraz w Wolverhampton.-A moja żona została porwana. Moja żona została porwana będąc w ciąży!-warknął.-Ani ty, ani Lou, a tym bardziej Niall nie wiecie co w tym momencie czuję!
-Nie musisz sprowadzać rozmowy na inny tor, Payne.-wytknęła mu szatynka.
-Nie musisz wywyższać Zayna tylko dlatego, że przeżył śmierć Per...
-Wystarczy!-krzyknąłem.-Nie chcę nigdy więcej o tym słyszeć, jasne?!-podniosłem się z krzesła i zacząłem nerwowo chodzić po sali. Nie lubiłem rozmawiać na ten temat, tym bardziej słuchać gdy ktoś o tym mówił. Było, minęło. Nie chcę ani do tego wracać, ani przechodzić przez to samo ponownie.
-Przepraszam.-mruknął Liam.-Poniosło mnie.-schował twarz w dłonie.
-W porządku Liam.-pogładziłem dłonią jego ramię.-Danielle wróci cała i zdrowa. Dopilnuję tego.
-Musimy zacząć działać. Zwlekanie na nic się nie zda.
-Wiem, Louis.-zerknąłem przez okno na zakorkowane ulice.-Dam się im złapać.-mruknąłem, uśmiechając się pod nosem.
-Co?!-wrzasnął Niall.-Możesz powtórzyć? Bo chyba nie dosłyszałem.
-Po prostu dam im się złapać. Będę miał wtedy na oku Danielle i Harry'ego.-powtórzyłem.
-Zwariowałeś?!-Louis patrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Poradzę sobie. Odbiję Dani, a z Harry'm sobie poradzę.
-Powiedz, że żartujesz, Zayn.-powiedział ponownie Horan.-Błagam powiedz, że żartujesz.-dodał płaczliwym tonem.
-Przykro mi Niall.-zerknąłem na niego.-Louie -zwróciłem się do niego- Mógłbym dostać wasze klucze do mieszkania?-Els nie czekając na zgodę szatyna, wyciągnęła ze swojej torebki srebrne kluczyki i podała mi je.
-Na tym najmniejszym jest kod od bramy wjazdowej, trochę większy od alarmów przy drzwiach. Ten największy masz od drzwi i na nim jest kod do panelu, który jest po prawej stronie w holu, tuż przy drzwiach.
-Dzięki za... instrukcję?-zaśmiałem się i ruszyłem do drzwi.
-Uważaj na siebie.
-Zawsze uważam.-ostatni raz spojrzałem na nich zza ramienia i wyszedłem.
Dlaczego dopiero teraz zacząłem się denerwować?

 -------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za długą nieobecność, kolejny postaram się dodać w przeciągu kilku dni. 
+Nowi bohaterowie w zakładce 'heroes'!

9 komentarzy:

  1. SUPER i musze powiedzieć że tęskniłam za twoim nowym rozdziałem który jest wspaniały tak jak wszystkie inne

    OdpowiedzUsuń
  2. Super! Ciągle czekałam na twój roździał i wreszcie się doczekałam :D Wiem ,że masz wakacje ,ale masz może na tyle czasu ,żeby dodać w te wakacje następny? :D Ja np. gnije w domu ,mam nadzieję ,że masz chociaż trochę tyle wolnego czasu co ja :D:D xxx Weny życzę :) xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej! Nareszcie! Nie mogłam się doczekać. Mam nadzieję, że ten następnu dodasz w ciągu tych ''kilku dni''.
    Dzięki;)

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG!Super i czekam na next oby był szybko :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Następny! Już 7 dni minęło
    .

    OdpowiedzUsuń
  6. No ejjjjjj!!!! Już 11 dni to jest kilkanaście, a nie kilka.
    ;/ Sorry, ale uwielbiam twojego bloga. Najpierw minęło 7 dni przymknęłam oko. Wczoraj patrzę już 10 dni OK. Ale 11?!

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy chciałabyś żebym zrecenzjowała twojego bloga:
    http://w-ogniu-recenzji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialne
    Wenus

    OdpowiedzUsuń