~Zayn~
Ucałujcie ode mnie Perrie i
powiedzcie, że ją bardzo kocham.
Moje ostatnie
słowa, które skierowałem do mojej matki i matki Pezz, wciąż
wirowały mi w głowie. Może powinienem był za nią pójść?
Byłem
zły, wściekły, wkurwiony. Targały mną takie emocje, że nie
moglem usiedzieć spokojnie na miejscu. 'Zostawisz nas
tutaj same?'. Dlaczego ona to
tak zrozumiała? Nigdy nie mógł bym ich zostawić. Nigdy. Za bardzo
je kocham. Są moim największym skarbem. Najlepszym co mnie w życiu
spotkało. Gdyby im się coś stało... gdybym je na coś naraził...
na Allaha nie wybaczyłbym sobie tego.
'Boję się, że coś ci się
stanie, Zayn. Nie chcę tracić cię po raz kolejny.' Nic
mi się nie stanie. Jestem silny. Jestem silny nie tylko fizycznie,
ale i psychicznie. Zwalczę niebezpieczeństwo im grożące, choćbym
miał walczyć do ostatniej kropli krwi. Zrobię wszystko by były
bezpieczne.
-Kurwa!-przekląłem
siarczyście i uderzyłem dłońmi o kierownicę Land Rovera. Miałem
ochotę w coś uderzyć, wyładować się, by choć przez chwilę móc
pomyśleć racjonalnie, ale jak na złość rozdzwonił się mój
telefon. Liam.
-Tak,
Li?-powiedziałem nie przejmując się powitaniem.
-Zayn,
wszystko z wami w porządku? Jesteście bezpieczni? Perrie jest
bezpieczna? Dziewczynki?-zalał mnie falą pytań. Miał spokojny
głos, ale dało się w nim wyczuć smutek i ból. Stracił Danielle.
Ona wciąż żyje, przypomniał
mi mój wewnętrzny Zayn.
-Są bezpieczne.
Anthony i Danny są przy nich i naszych matkach. Wszystko jest pod
kontrolą.-powiedziałem, ściszając radio. Naprawdę nie miałem
teraz ochoty na audycję szczęśliwego Grimshawa.
-A ty?-spytał
cicho.
-Wracam do
Londynu.-powiedziałem rozłączając się. Nie chcę słuchać jego
przemówień o tym jak jestem głupi, zostawiając je z braćmi Riach
i ryzykując własne bezpieczeństwo. Nie dziś.
XxX
~Perrie~
-Perrie?-usłyszałam
za sobą głos Anth'a. Nie odwróciłam się do niego. Nie chciałam
by widział mnie zapłakaną.-Pers, skarbie.-usiadł obok mnie i
pogładził moje ramię.-Zjedz coś.-powiedział.
W
odpowiedzi pokręciłam jedynie głową.
-Jadłaś
coś rano?-spytał opiekuńczo. Pokręciłam głową.-Więc musisz
coś zjeść. Jest dziewiętnasta, a ty nie jadłaś wczoraj.
-Nie
jestem głodna.-szepnęłam, owijając ramiona wokół
kolan.-Naprawdę Anth.
-Wiesz,
że ci nie wierzę, prawda?-pewnie w tym momencie uniósł brew.-Znam
cię zbyt długo i dobrze, żeby się na to nabrać. Mała, ty
potrafisz zjeść tyle co słoń.-zaśmiała się, ale widząc brak
identycznej reakcji z mojej strony, przestał.-Nie możesz nic nie
jeść. Masz dwie śliczne córeczki, chcesz żeby i one później
tak robiły?-Anthony przestań bo ci przywalę.-Ja naprawdę
rozumiem, że wszystkie kobiety są teraz na tych dietach, ale talerz
zdrowych warzyw ci nie zaszkodzi.-zapewnił.-W dodatku gotowałem je
sam z Cher. Chyba nie chcesz, żeby się smuciła, że ci nie
smakowały, czy coś, nie?-trącił mnie łokciem w żebra.
Cholerne,
przekonujące mnie przemowy Anthoniego, pomyślałam.
-Dobra
zjem, ale mnie już nie męcz, dobrze?-jęknęłam, ocierając twarz
i zakładając kosmyk blond włosów za ucho.
-Grzeczna
dziewczynka. Masz plusa u Zayna.-zaśmiał się i ucałował mój
policzek.-Zaraz będę z twoim pysznym jedzonkiem.-oznajmił i
wyszedł z pokoju.
Głuchą
ciszę przerwał mój telefon, wibrujący gdzieś w kocu. Poszperałam
pod nim i po znalezieniu go, mimowolnie jęknęłam. Odebrać czy
nie?
Wibracje
zwiększyły moc, a imię mojego męża co chwile migało coraz
aktywniej na dużym wyświetlaczu.
-Masz
zamiar odebrać?-spytał Anthony, a ja podskoczyłam.
-Nie
strasz.-mruknęłam.-To Zayn, odbierz i powiedz, że jestem pod
prysznicem.-powiedziałam podając mu telefon. Chłopak chwilę mi
się przyglądał, ale wziął Iphone'a i przystawił do ucha.
-Cześć
Malik.-przywitał się.-Wszystko z nią w porządku. Tak. Nie, nie
mogę. Mówi, że jest pod prysznicem i... kurwa Perrie!-wrzasnął w
momencie gdy go uderzyłam w głowę. Co za kretyn! Boże kochany!
-Uderzyła
mnie!-jęknął do telefonu, rozmasowując bolące miejsce.-Kazała
tak powiedzieć. Boże Zayn, wkurwiłeś ją i nie chce z tobą
gadać. Nawet idiota mógłby to zrozumieć.-wywrócił oczami.-Sam
jesteś kretynem. Ona się martwi, Zi. Wiesz co możesz stracić?
Rodzinę, a chyba jest dla ciebie ważna... Jasne, że jej pilnuję!
Twoje córki są pod opieką non stop...Nie, nie zamierzam biegać za
nią do łazienki, żeby jej tam pilnować... Jest coś takiego jak
prywatność, Malik... Jeśli się dobrze orientuję to ja się
opiekuję Perrie i na twoim miejscu byłbym mi wdzięczny, że w
ogóle przyleciałem z tej Brazylii, rzucając pracę, by się nią
opiekować, a ty masz jeszcze jakieś pretensje. Rozmawialiśmy o tym
co jej grozi i powiedziałem ci co jestem w stanie zrobić by
uchronić i ją i bliźniaczki, więc słowa dotrzymam. Wiesz, że
możesz mi ufać, Zayn, a zachowujesz się jak zazdrosny
szesnastolatek. A teraz wybacz, ale muszę nakarmić twoją
Księżniczkę.-warknął rozłączając się i odrzucając mi
telefon. Usiadł obok mnie wygodniej i podał mi talerz.-Smacznego
Pez.-powiedział i oparł brodę na ręce.
-Przepraszam
Anth. Za Zayna i moje zachowanie.-pogładziłam jego dłoń i
zaczęłam jeść marchewki.
-W
porządku.-mruknął. Uniosłam pytająco brew i nagle uśmiechnęłam
się cwaniacko.
-Anthi?-trąciłam
jego ramie. Przeniósł na mnie wzrok i chwycił moją jedną
marchewkę, po chwili się w nią wgryzając.-Jak tam twoje życie
miłosne?-spytałam poruszając śmiesznie brwiami.
-Pers..-jęknął
czerwieniąc się niemiłosiernie.
-No co?
Przyjaciele to przyjaciele. Ty wiesz co i jak u mnie, a ja nie mam
pojęcia co się działo w tej Brazylii. Gadaj, Anthony.
-No,
ale...Bo ja... Uhh...-jąkał się, zamykając oczy.
-Sypiasz
z dwiema naraz?-spytałam poważnie chcąc zobaczyć jego reakcję.
Gdy spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami w idealnym
kształcie literki 'o', wybuchnęłam śmiechem.
-Zwariowałaś?!-pisnął.-To
ohydne! Spać z dwiema naraz? Jezusie nawet nie chcę o tym
myśleć.-wybełkotał, chowając twarz pod koc.
-Więc?-ściągnęłam
materiał z jego twarzy.
-Powiedzmy,
że gram w Twojej drużynie.-mruknął siadając i odwrócił głowę
by uniknąć mojego wzroku.
-Co
znaczy, że gra... -zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć, bo
brunet przerwał mi zdaniem, które przez najbliższe pięć minut
zwaliło mnie z nóg. Dosłownie.
-Jestem
gejem, okej? Sypiam z facetami, całuję się z facetami, jestem z
jednym zaręczony, a ty powinnaś pilnować swojego męża, bo mam
ochotę na jego tyłek. Teraz możesz mnie wyśmiać, proszę
bardzo.-założył ręce na piersi obserwując mnie od góry do dołu.
-Jak to
jest wkładać coś facetowi do tyłka?-spytałam, a po kilku
sekundach ciszy oboje wybuchnęliśmy przeraźliwym śmiechem.
Może
dni spędzone bez Zayna nie będą tak złe?
XxX
~Zayn~
-Czy ty
wiesz jakim jesteś idiotą, do jasnej cholery?!-wrzasnął
Tomlinson, gdy przekroczyłem próg sali, w której leżał.-Może i
one są bezpieczne, ale kurwa mać, Zayn, jesteś jeszcze ty! Miałeś
tam siedzieć! Razem z nimi.
-Nie
jesteś moim ojcem, żeby mi mówić co mam robić,
Louie.-przypomniałem mu, siadając na krześle obok Eleanor.-I nie
będę siedział spokojnie na dupie, skoro wiem, że ci ludzie mogą
zrobić krzywdę wam, Dani i... um, Harry'emu.-zmarszczyłem brwi.
Czy ja naprawdę to powiedziałem?
-Od
kiedy przejmujesz się Stylesem?-zapytał zdziwiony Louis.
-Nie
przejmuję.-rzuciłem.-Ale gdyby nie telefon od niego, Perrie mogłaby
być już martwa. Albo walczyć o życie.-poinformowałem ich, wciąż
patrząc na Lou.-Nie jestem jeszcze takim sukinsynem, żeby pozwalać
komukolwiek należącemu do naszej rodziny, zginąć. Może Harry
został po części z niej wyrzucony przez te kilka nieciekawych
sytuacji, ale to nie znaczy, że pozwolę mu, w najgorszym wypadku,
zginąć. Jest ojcem chrzestnym Charlotte. Mała się do niego
przywiązała. Nie chce za jakiś czas słyszeć jej pytań, na temat
tego gdzie jest Harry.
-Nie
sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę to z twoich ust.-pokręcił
głową Liam.-Ciężko mi to przyznać, ale masz rację.
-Boże
czy ty to słyszysz? Czy ty to kurwa słyszysz?-Niall uniósł ręce
ku sufitowi, zbierając na sobie spojrzenia reszty.-Czy Liam James
Payne, najmądrzejszy z najmądrzejszych właśnie przyznał rację
Zaynowi Jawaadowi Malik, młodszemu niedoświadczonemu
przyjacielowi?-zapytał retorycznie.
-Nie
zgodziłbym się z tym Horan.-wtrąciła El.-To w końcu Zayn jako
pierwszy zamieszkał w swoim domu. To Zayn jako pierwszy został
ojcem. To on miał jaja i oświadczył się Perrie. To Zayn jako
pierwszy się ożenił. To on przeszedł co przeszedł i nadal się
trzyma. To kurwa Zayn Malik, a ty wciskasz mi kit, że Liam jest w
tym momencie najmądrzejszym? Sorry kotku, ale się mylisz. Więc
racz...
-Przypominam
ci Calder, że ja już jestem ojcem.-przerwał jej Liam, myśląc o
April będącej teraz w Wolverhampton.-A moja żona została porwana.
Moja żona została porwana będąc w ciąży!-warknął.-Ani ty, ani
Lou, a tym bardziej Niall nie wiecie co w tym momencie czuję!
-Nie
musisz sprowadzać rozmowy na inny tor, Payne.-wytknęła mu
szatynka.
-Nie
musisz wywyższać Zayna tylko dlatego, że przeżył śmierć Per...
-Wystarczy!-krzyknąłem.-Nie
chcę nigdy więcej o tym słyszeć, jasne?!-podniosłem się z
krzesła i zacząłem nerwowo chodzić po sali. Nie lubiłem
rozmawiać na ten temat, tym bardziej słuchać gdy ktoś o tym
mówił. Było, minęło. Nie chcę ani do tego wracać, ani
przechodzić przez to samo ponownie.
-Przepraszam.-mruknął
Liam.-Poniosło mnie.-schował twarz w dłonie.
-W
porządku Liam.-pogładziłem dłonią jego ramię.-Danielle wróci
cała i zdrowa. Dopilnuję tego.
-Musimy
zacząć działać. Zwlekanie na nic się nie zda.
-Wiem,
Louis.-zerknąłem przez okno na zakorkowane ulice.-Dam się im
złapać.-mruknąłem, uśmiechając się pod nosem.
-Co?!-wrzasnął
Niall.-Możesz powtórzyć? Bo chyba nie dosłyszałem.
-Po
prostu dam im się złapać. Będę miał wtedy na oku Danielle i
Harry'ego.-powtórzyłem.
-Zwariowałeś?!-Louis
patrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Poradzę
sobie. Odbiję Dani, a z Harry'm sobie poradzę.
-Powiedz,
że żartujesz, Zayn.-powiedział ponownie Horan.-Błagam powiedz, że
żartujesz.-dodał płaczliwym tonem.
-Przykro
mi Niall.-zerknąłem na niego.-Louie -zwróciłem się do niego-
Mógłbym dostać wasze klucze do mieszkania?-Els nie czekając na
zgodę szatyna, wyciągnęła ze swojej torebki srebrne kluczyki i
podała mi je.
-Na tym
najmniejszym jest kod od bramy wjazdowej, trochę większy od alarmów
przy drzwiach. Ten największy masz od drzwi i na nim jest kod do
panelu, który jest po prawej stronie w holu, tuż przy drzwiach.
-Dzięki
za... instrukcję?-zaśmiałem się i ruszyłem do drzwi.
-Uważaj
na siebie.
-Zawsze
uważam.-ostatni raz spojrzałem na nich zza ramienia i wyszedłem.
Dlaczego
dopiero teraz zacząłem się denerwować?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za długą nieobecność, kolejny postaram się dodać w przeciągu kilku dni.
+Nowi bohaterowie w zakładce 'heroes'!
SUPER i musze powiedzieć że tęskniłam za twoim nowym rozdziałem który jest wspaniały tak jak wszystkie inne
OdpowiedzUsuńSuper! Ciągle czekałam na twój roździał i wreszcie się doczekałam :D Wiem ,że masz wakacje ,ale masz może na tyle czasu ,żeby dodać w te wakacje następny? :D Ja np. gnije w domu ,mam nadzieję ,że masz chociaż trochę tyle wolnego czasu co ja :D:D xxx Weny życzę :) xxx
OdpowiedzUsuńJej! Nareszcie! Nie mogłam się doczekać. Mam nadzieję, że ten następnu dodasz w ciągu tych ''kilku dni''.
OdpowiedzUsuńDzięki;)
<3
OdpowiedzUsuńOMG!Super i czekam na next oby był szybko :P
OdpowiedzUsuńNastępny! Już 7 dni minęło
OdpowiedzUsuń.
No ejjjjjj!!!! Już 11 dni to jest kilkanaście, a nie kilka.
OdpowiedzUsuń;/ Sorry, ale uwielbiam twojego bloga. Najpierw minęło 7 dni przymknęłam oko. Wczoraj patrzę już 10 dni OK. Ale 11?!
Czy chciałabyś żebym zrecenzjowała twojego bloga:
OdpowiedzUsuńhttp://w-ogniu-recenzji.blogspot.com/
Genialne
OdpowiedzUsuńWenus